Pukając do zamkniętych drzwi
Gdy pierwszy raz rozstawałam się z M, powiedział „rozumiem,
że musimy się terez rozstać, masz racje fatalnie się zachowałem, ale proszę zamknij
brame ale pozostaw lekko uchyloną furtke”
Mniej więcej 3 miesiące później znów byliśmy razem. To rozstanie
było nam bardzo potrzebne. Po pierwszym rozstaniu i po pierwszym powrocie, zmieniło
się dosłownie wszystko. Mam wrazenie, że żadne z nas nie zmarnowało tych
miesięcy bez siebie. Po tych paru miesiącach rozłąki, jeszci siłyze wiele lat
tworzyliśmy naprawdę zgrany duet i bardzo fajny związek. On dopiero wtedy stał
się naprawdę dobrym związkiem. Po kolejnym rozstaniu, nasz związek przetrwał
ledwie rok. Ale to były zupełnie inne okoliczności. Niestety tym razem stanęła między
nami straszna anna, która wyzwalała w nim tak silną agresje, że już nic się z
tym nie dało zrobić. Gdy pojawiają się nieporozumienia, warto walczyć. Niestety
gdy pojawia się przemoc, nie ma już co ratować.
Brak szacunku, zawsze prowadzi do przemocy. On sam z siebie
już jest formą przemocy. Z takimi faktami się nie dyskutuje. Nawet jeśli ludzi
łączy silne uczucie.
Z wiekiem nauczyłam się, by łapać pierwsze sygnały braku
szacunku i wiać nim odpali się wyzwalacz układające ręce w pięść. Siniaki się
zagoją, to najmniejszy problem. Ale zostaje po tym takie coś w głowie, co całe
życie szepcze, że na nic innego nie zasługujemy, że świat potrafi być zły i
okrutny, że nikomu nie można już ufać. W
mojej ocenie, siniaki to najmniejszy problem. Zespół strasu pourazowego, to
jest ta siła która niszczy człowieka. Człowiek jest w stanie naprawdę wiele znieść.
Tylko po co świadomie lub nie, fundować sobie traumy.
Ktoś kto zna termin trauma doskonale wie, czym jest brak
szacunku.
I choć by nie wiem jak się starał, zawsze będzie uciekał
gdy zobaczy pierwsze objawy. Niezależnie od statusu relacji. Myślę że to dobry
i zdrowy odruch obronny.
Siniak to aspekt oczywisty. Co jednak gdy znaki nie są
tak oczywiste a relacja zdaje się być ważna i godna uwagi?
Wówczas odchodzimy, ja wówczas odchodzę zamykając bramę lecz
zostawiając lekko uchyloną furtkę. Jakiś czas po rozstaniu lubie przejść te
furtke i zapukać do zamkniętych drzwi, dawnego domu.
Statystycznie rzecz ujmując i lekko uogólniając zauważyłam
trzy modele zachowań
Po 1 – drzwi pozostają zamknięte. Pukamy i nikt nie
otwiera. Dzieje się tak niemal zawsze, gdy wina leży po stronie tego, do kogo
pukamy.
Po 2 – gospodarz się wynurza i nawet podejmuje rozmowe
ale nie rezonujemy już na tych samych falach. Dzieje się tak zwykle, gdy wina
była ewidentnie po stronie gospodarza, ale gość dla dobra relacji próbuje to
przemilczeć
Po 3 – gospodarz cieszy się z naszego przybycia, rozkłada
najlepszą zastawę i wita nas z otwartymi ramionami. Tak dzieje się, gdy obie
strony pojmują własną winę i razem gotowi są sprzątnąć dawny bałagan.
Statystycznie rzecz ujmując najczęściej dochodzi do mixu scenariusza
dwa i trzy.
Czyli chwile jest super biesiada a potem kończy się jak za
pierwszym razem. Nasze drogi rozchodzą się za kolejnym razem dokładnie z tego samego powodu, z którego rozeszły się
za pierwszym razem.
Bardzo bym chciała, by pewne relacje się nie rozpadły. Bardzo
bym chciała by nadal trwały. Byśmy mogli znów siąść w mojej kuchni i się zagadać.
Jeśli ktoś jest dla mnie ważny zawsze zostawiam lekko uchyloną furtkę. Odchodzę
do własnych spraw, zadań. Pozwalam życiu płynąć nosząc te osobę w sercu. Gdy próbuje
wrócić, zawsze pozwalam. Czasem nawet sama doń zaglądam. Niestety nie zdarzyło mi
się powrócić do miejsca, z którego startowaliśmy.
Z wiekiem stajemy się jak by bardziej. Nasze cechy,
podobnie jak rysy twarzy się wyostrzają. Dobro jest jeszcze lepsze, zło jest
jeszcze gorsze, próżność przeraza się w narcyzm, lenistwo w gnuśność, użalanie
w utyskiwanie, pokora w poddanie. Jedynie pogoda ducha pozostaje niezmienna. Ona
jedna zdaje się wypłaszcać zmarszczki.
Otwarta furtka, bardzo pomaga przetrwać rozstanie. Ta świadomość,
że jeszcze się spotkamy sprawia, że wszystko mniej boli, jest jakieś takie
łagodniejsze i delikatniejsze.
W teatrze mieliśmy ćwiczenie „bany bany” polegało ono na
tym, że rytmicznie uderzaliśmy dłońmi w uda, wyklaskują rytm bany bany, toka
toka. Dzięki temu ćwiczeniu wchodziliśmy grupą we wspólną orbitę. Nasze ciała
rezonowały na tej samej częstotliwości. Niesamowite jak jeden rytm potrafi
wszystko zmieniać.
Gdy wchodzimy w relacje to tak jak byśmy przez chwile
klaskali w jednym rytmie. Gdy z niej wychodzimy to tak jak byśmy przestawali
razem klaskać. Za drugim razem potrzeby znacznie więcej uwagi by się znów zgrać
i złapać wspólny rytm.
Zdarza się jednak tak, że przez ten rok ona z mozołem
drapała się na swój szczyt a on sączył
rum w nieznanych portach. Po roku ona pachnie górskim szczytem on, pijanymi Kolumbijkami.
Bardzo lubie powtory. Ten moment, gdy cały świat
próbujemy sobie opowiedzieć. Nadrobić stracony czas. Powroty są niczym letni
deszcz po upalnym dniu tęsknoty. Chłodne lekkie, tak wyczekane.
Czasem rozstania są nam dane nie po to by się na zawsze rozejść
lub zejść ale by wejść na zupełnie inny poziom własnej mentalności. Niestety gdy
już się osiągnie ten poziom samo świadomości świat w dolinie jest zupełnie nie
atrakcyjny a zapach rumu wręcz śmierdzący.
Jeśli dobrze wykorzystać siłę rozpedu jaką niesie
rozstanie, można zdobyć niewykły szczyt. Osiągnąć cele, k™órych totalnie się
nie spodziewaliśmy. Można też pozostać we własnym świecie, to jednak rodzi
ryzyko upadku wprost do meliny. Każdy wybiera to co z nim najmocniej rezonuje. Ja
osobiście traktuje rozstania jako siłę napedową by iść wyżej.
Nie spodziewałam się, że pukając do zamkniętych drzwi będę
spotykała samą siebie. Siebie z przed roku, dekady, rozstania.
Gdy otwierają się zamknięte drzwi dostrzegam jak bardzo
potrzebowałam by były zamknięte i jak bardzo już nie pasuję do ongiś
porzuconego świata.
Dobrego dnia
Zora
Komentarze
Prześlij komentarz