OKIEM
BLONDYNKI NA TEMAT WCZESNEGO ZAMĄŻ PÓJŚCIA
Za pół roku początek sezonu weselnego. Statystycznie rzecz ujmując w najbliższym roku, tylko w moim otoczeniu w tym roku sprzeda się w tym roku minimum 10 sukni ślubnych, jednorazowego użytku oraz zostanie wygenerowana przynajmniej jedna ciężarówka śmieci, w tym z niedojedzonego jedzenia przez weselników oraz opakowań po prezentach, ubraniach i dodatkach.
Za pół roku początek sezonu weselnego. Statystycznie rzecz ujmując w najbliższym roku, tylko w moim otoczeniu w tym roku sprzeda się w tym roku minimum 10 sukni ślubnych, jednorazowego użytku oraz zostanie wygenerowana przynajmniej jedna ciężarówka śmieci, w tym z niedojedzonego jedzenia przez weselników oraz opakowań po prezentach, ubraniach i dodatkach.
Statystycznie
przynajmniej 5 rodzin zadłuży się by zrobić elegancką imprezę.
Statystycznie
przynajmniej 5 dziewcząt będzie wyglądać bajecznie oraz co najmniej 10 matek się
rozpłacze ze wzruszenia i 10 ojców pęknie z dumy.
Statystyczna
polka poślubiając statystycznego polka ma średnio między 23 a 28 lat w mieście
i między 20 a 25 na wsi.
Statystycznie
zorganizowanie tej jedno góra 2 dniowej imprezy pochłania od 10 do ponad 100
tysięcy złotych. Czas oczekiwania na sale, odpowiednią oprawę muzyczną to od
roku do dwóch lat.
Zycie
większości z nas przypomina ten sam scenariusz….
Słodki
bobasek, potem przedszkole, podstawówka, gimnazjum, liceum, matura, studia,
narzeczony. Przerwa od rutyny na przygotowania do nowego życia i wreszcie jakieś
tam życie statystycznego Polaka. Smutne i prawdziwe. Statystyczny nie jest
jedynie ten, komu się coś nie udało.
Większość
dzieci, całe życie marzy by wreszcie wyrwać się z rodzinnego domu, mieć ślub
jak z bajki, opuścić rodzinny dom i żyć długo i szczęśliwie.
Dla większości
z nas, opuścić rodziny dom najłatwiej jest poprzez małżeństwo. To tez większość
młodych ludzi decyzje by wejść w dorosłe życie, podejmuje około 23 roku życia. Statystyczna
polka, decyduje się na małżeństwo z pierwszym, który był tak miły by się jej
oświadczyć. Pierwszym, nie sprawdziwszy przy tym innych dróg, możliwości, nie
utwierdziwszy się w swoich faktycznych potrzebach.
Co się
dzieje dalej, z naszym słodkim bobaskiem? Przestaje być młodym człowiekiem, a
staje się narzeczonym. Staje się dorosły. Kolejny rok bobaska to, rok
przygotowań do wejścia w nowe życie, do tego wyjątkowego dnia a może po prostu do
wielkiej rodzinnej bibki.
Pół
roku podejmowania ważnych życiowo decyzji.
Wybór
sukni, dodatków Sali weselnej i innych ślubnych głupot, staje się ważniejszy
niż powód imprezy, niż studia, niż wspólna przyszłość.
Rok
podkreślam co najmniej wybierania jednorazowej sukni, jednorazowego samochodu,
jednorazowej fryzury, jednorazowych gości, jednorazowego przyjęcia.
Czy to
nie idiotyczne? Rok wybierania jednorazowych rzeczy?
W tym
czasie cała rodzina jest na diecie a w większości domów odbywają się generalne porządki.
Słowem… rok przygotowań do tego by jakaś młoda dama w najpiękniejszej z sukni
powiedziała wzruszające TAK.
Doprawdy
niemal nikt jej nie pyta o to jak na studiach, jak z pracą, jakie ma plany na przyszłość,
a już na pewno jakie ma marzenia i czy oby na pewno kocha człowieka, z którym
postanowiła spędzić te resztę życia. Zupełnie jak by marzeniem 20 latki było
jedynie mieć perfekcyjnie pasujące dodatki do perfekcyjnie dobranej sukienki. Nikt
je nie pyta na tym etapie czy go kocha, czy chce zrobić zawrotną karierę i
jakie ma inne marzenia. Rok dokonywania trudnych życiowych wyborów i ledwie chwila
oddechu by pójść do pracy i dokończyć sprawy na uczelni. Dokończyć sprawy na
uczelni, bo potem może być ciężko. Kurczaki pieczone, czy ona na pewno wychodzi
za maż czy kończy życie?
Przez
minimum rok, jest jeden temat… ślub…
Jej
ślub. Jej suknia. Jej fryzura. Jej buty. Jej sala. Jej dodatki. Jej przygotowania
do tego jednego dnia. Tak, ta młoda dama, przez cały ten czas przygotowań bez
wątpienia jest GWIAZDĄ! Cała rodzina z niecierpliwością wyczekuje tego jednego
i najważniejszego dla wszystkich dnia.
Wreszcie
nadchodzi TEN DZIEŃ.
Gdzieś
na świecie, przynajmniej 40 rodzin, inwestuje w gustowne wino, kupon totolotka,
wiecheć i garsonkę, której prawdopodobnie więcej nie założy.
Tłum odświętnie
ubranych weselników, wyczekuje JEJ, przed odświętnie przygotowanym kościele.
W
połowie mszy już nikogo nie obchodzi łamiący się głos młodej damy i dylematy
które przynajmniej powinny pojawić się w jej głowie. Wszyscy są głodni, już
wiedzą jak wygląda młoda Zosia, teraz chcą się wreszcie najeść. Dwa lata przecież
nie jedli by ładnie wyglądać w gustownych garsonkach.
Gołębie
poleciały, grosze się wyzbierały. Jedna dwie, coraz bardziej wymyślne zapory,
potłuczony kieliszek z wodą, miejsca zajęte. Wjeżdża schabowy. Wjazd schabowego
zaczyna długo wyczekiwaną imprezę. Koło północy pojawia się tort a z nim
ostateczny koniec rocznej przygody pt. „narzeczeństwo”.
Koło
1 w nocy, tuż po rok wybieranym torcie, żegnają się pierwsi goście.
Większość
z nich, cała drogę będzie krytykowało i obgadywała młodą, za to że suknia była
za skromna, lub zbyt obszerna, że jedzenie było za zwyczajne lub odwrotnie zbyt
nadzwyczajne, muzyka za cicho lub za głośno. Jaka by nie była ta impreza na 99%
minimum, co najmniej 50% przeżartych grubasów uzna ją za złą.
Dopiero
teraz kiedy wracają, nażarci z tych wesel padają pierwsze komentarze, że jednak
ON nie dla niej, że jednak za wcześnie, że mogła jeszcze poczekać, że przecież
jest młoda i stać ją na kogoś lepszego, że „Mogła chociaż skończyć te studia” itd.
Że
też nikt nie myślał o jej studiach, gdy przez 2 lata wypytywał o dodatki do
sukni… Prawda?
Cała rodzina
ogłupiła ją gadaniem jaki to piękny dzień, by ledwie po jego zakończeniu
skrytykować się, że źle zrobiła tak wcześnie wychodząc za mąż.
Przez
chwile biedaczka poczuła się ważna i dorosła by ledwie po zakończeniu imprezy
znów być obiektem powszechnej krytyki. W kolejnym roku już nie będą tacy mili.
Teraz się zacznie, pytanie o to kiedy skończy studia i kiedy urodzi kolejnego
członka wielkiego rodu i tak dalej. Nikt jednak nie zapyta czy są szczęśliwi.
Jak
to możliwe, że w społeczeństwie, gdzie tak wielką uwagę poświęca się
przygotowaniom do ślubu tak wiele nieudanych małżeństw? Skoro tak bardzo się
kochali przez 2 lata przygotowań do ślubu, czemu ich małżeństwo nie przetrwało?
Skoro
tak się wielbili na tym ślubnym kobiercu, czemu się w małżeństwie się zdradzają,
biją, nie kochają?
Czemu
skoro tak bardzo ją kochał tamtego dnia, tak wiele kobiet wciąż płacze nad
swoim losem?
Czemu
jest tak wiele samotnych matek i rozwódek, spłacających długi po mężu?
Czemu?
Czy zawinił brak czerwonej kokardki w pończoszce, czy pożyczony dodatek był nie
szczerze pożyczony, czy któryś z weselników był ubrany na czarno?
Statystycznie
większość związków rozpada się 13 lat po zawarciu małżeństwa, a w przypadku
jego braku 11 lat od dnia poznania. Statystycznie minimum 60% znanych mi
małżeństw ludzi, urodzonych po roku 1970 nie przetrwało 15 lat razem.
Statystycznie
według danych GUS tylko w 2018 roku rozwiodło się 63 tysiące par małżeńskich a
około 1,3 tysiąca ogłoszono separację. W tym samym czasie ślub zawarło 192
tysiące par[i].
Skąd
takie dane, skoro takie piękne są TE DNI? Skoro tak ją kochał, by przejść te 2
lata wybierania sukni i dodatków, czemu byle małolata potrafi rozbić małżeństwo,
które z takim blichtrem się zaczęło?
Czemu
małżeństwa, do których zawarcia ludzie się latami przygotowali tak szybko się rozpadają?
Co gorsza, czemu rozpadowi małżeństwa niemal zawsze towarzyszy jakiś dramat?
Wiele
kobiet jest już zwykle koło 40tki, mocno zniszczone życiem i natłokiem
obowiązków. O rozwodzie mówią, że to była najlepsza decyzja w ich życiu a na wieść
o kolejnym związku rakiem się wycofują. Zwykle dopiero wówczas, po 10 czasem 20
latach w średniej jakości związku, zaczynają żyć, odnajdować pasje, radość, lub
robią błyskotliwą karierę.
Zastanawiam
się, czytając statystyki i słuchając wynurzeń przyjaciółek po co czekać do 40,
skoro można w ogóle nie wychodzić za mąż? Statystyki i doświadczenia mówią
jasno, że nic nie jest nam dane na zawsze. Po co marnować najlepsze lata życia,
na siedzenie w domu skoro można w nim usiąść gdy zabraknie witalnych sił. Czy to
nie powinno być odwrotnie. Do 40 życie pełnią po 40, kiedy organizm ma mniej
siły, odpocząć w zaciszu domowego ogniska?
Po co
czekać z oddaniem pracy magisterskiej, ze zrobieniem kariery, ze spotkaniem
przyjaciół, z podróżowaniem, ze spełnianiem się? Po co czekać?
Po co
stawiać życie na jedną kartę jaką jest drugi człowiek, jeśli nie mamy pewności
czy wszystkie marzenia jakie mu oddajemy będą miały szanse się spełnić?
Po co
rezygnować z siebie dla drugiego człowieka, jeśli bardziej niż pewne jest, ze
on pewnego dnia będzie chciał nas zostawić?
Dokąd
dziewczęta tak się wam śpieszy?
Do
bycia królewną przez jeden dzień?
Do
rozwodu kiedy już będziecie za stare by znaleźć te wymarzoną miłość?
Jak
że często chorobliwie gonimy za tą białą kiecką i kawałkiem złota, bo tak
wypada, bo wiek, bo rodzina, bo znajomi, bo...
Jak
niewiele z nas zdaje sobie sprawę, że zwrot TEN, oznacza po prostu tego
desperata, który tak jak każdy statystyczny Polak, chce mieć po prostu żonę.
Jak
niewiele z nas zdaje sobie sprawę, że w ramionach równie niedojrzałego
człowieka co my chowa czysty lęk przed samotnością. Czy lęk przed samotnością i
odmiennością od standardów to właściwy argument by się pobierać?
Statystycznie
przecież, żadne małżeństwo nie gwarantuje nam, szczęśliwego życia jak z bajki.
W brew
pozorom samotność nie jest tak zła by straszyć nią dzieci w przedszkolu.
Nie
namawiam do udawania wyluzowanego singla, który oddaje się pracy. O fuu. To jest
znacznie gorsze niż nie udane małżeństwo. Człowiek przez cały czas żyje w kłamstwie.
W gruncie
rzeczy, każdy zdeklarowany singiel, po prostu chce kochać i za pokręconą
ideologią skrywa prawdziwy smutek, że coś mu w życiu nie wyszło.
Jeśli
z jakiegoś powodu nie znajduje tej miłości w drugim człowieku, kocha swoją
pracę, pieniądze, pasje, ekstremalne doznania, cokolwiek, co wypełnia czas i
serce.
Nie namawiam
by rezygnować z 2 lat przygotowań, choć osobiście uważam je za zwyczajnie
głupie.
Namawiam
jednak by świadomie podejmować decyzje o tym kiedy i z kim spędzimy kolejny
kawałek życia.
Nie
zależnie od tego jak wspaniały był ten ślub i człowiek nigdy nie mamy pewności czy
zostanie on na zawsze.
Zakończenia
to jest jedna rzecz w życiu w 100% pewna.
Jakże
nie świadomie i pełne nadziei oddajemy tym mężczyznom naszą młodość by na
starość być zupełnie samej.
Skąd się
biorą zdrady? Skąd się bierze poczucie osamotnienia w związku? Skąd się biorą
ofiary przemocy? Czy naprawdę sądzicie o brak czerwonej kokardki, na podwiązce?
Niewątpliwie
TEN DZIEN, jest wyjątkowym dniem, który się nigdy nie powtórzy. Podobnie jednak
jak każdy dzień w naszym życiu, o czy, za często zapominamy.
Dokąd się wam dziewczęta aż tak bardzo śpieszy?
Komentarze
Prześlij komentarz