Przekonania to zbiór naszych opinii, poglądów, mechanizmów obronnych, doświadczeń, wniosków z tychże, a nawet ocen jakie na nasz temat wydano, lub sądzimy, że wydano. Ubieramy się w nie dokładnie tak jak przyodziewamy kolejne warstwy ciepłej odzieży, gdy za oknem szaleje śnieżyca.
Przekonania są także
znaczeniem, rangą, stopniem ważności jakie nadaliśmy danej sytuacji, emocji,
zdarzeniu, grupie społecznej lub pojedynczemu człowiekowi.
Przekonania
kształtują to kim jesteśmy i to dokąd idziemy.
By zmienić całe
swoje życie, wystarczy jedno… zmienić przekonania.
Każda książka,
każdy kurs, czy to na temat rozwoju osobistego, czy zawodowego w jednym z pierwszych
rozdziałów dotyka tematu przekonań.
W każdej
praktycznie z książek jest od 1,5 do maksymalnie 5 stron ze średnio 350 stronicowych
książek (często światowych bestsellerów).
Czemu tak mało,
skoro wystarczy zmienić przekonania by w każdej z dziedzin osiągnąć pożądany
sukces?
Gdy dotykamy
przekonań okazuje się, że z każdą kolejną warstwą pojawiają się kolejne i
kolejne.
Po kilku latach
w rozwoju, odkrywasz, że dochodzisz do końca swej wędrówki.
Przez chwile
myślałam, ze rozwój osobisty to jakaś sekta, która powstała by wyprać mózg.
Mafia, żyjąca z zakupionych kursów i publikacji.
Uczysz się,
idziesz, czytasz, słuchasz, jesteś hiper mądry a tu nagle kolejny punkt do przerobienia
i ciągle jest coś, nie tak.
Przekonania są
schowane bardzo głęboko na wszystkimi wcześniejszymi lekcjami.
Stosunkowo
łatwo jest się nauczyć stawiania granic, asertywności, technik medytacyjnych, rozpoznawania
toksycznych zachowań, manipulacji, nałogów itp.
W wędrówce po
światło najtrudniej jest się zmierzyć z prawdą i wybaczeniem a to one sa
kwintesencją wszystkiego.
Prawda potrafi
być brutalniejsza niż się wam zdaje. Zbyt wcześnie dotknięty temat stawania w
prawdzie, potrafi wpędzić w kompleksy, odosobnienie a nawet nałogi i choroby
psychiczne.
Wybaczenie
powraca jak bumerang i stanowi świetną wymówkę do nie stawania w prawdzie.
Wybaczamy innym
osobom (naszym osobistym winowajcom) i wydaje nam się, że to powinno załatwić sprawę.
Tymczasem jest dokładnie odwrotnie.
Potrzeba nie
lada siły i samozaparcia by odkryć prawdę, o sobie samym, przyjąć ją i wybaczyć
sobie.
Dopiero gdy
przejdziemy przez te warstwy tzw. cebuli dochodzimy do przekonań.
To jest ten
moment gdy większość się poddaje i odpuszcza.
Czytam coraz więcej
książek, gdzie trafiam na fragmenty, że walka z przekonaniami prowadzi do
niekończącej się terapii a autorzy zachęcają wręcz by w tym miejscu zaprzestać
dalszej wędrówki w głąb siebie.
Statystycznie
poddajemy się tuż przed metą i to jest właśnie ten przypadek.
Dlaczego jest
to tak trudne?
Bo na nasze przekonania
składa się szereg czynników na podstawie, których wykształciliśmy w sobie takie
a nie inne mechanizmy, poglądy, osądy.
Bardzo często,
zwłaszcza w długo trwających ciągach złych zdarzeń (np. trwających latami
toksycznych związkach, lub niepowodzeniach finansowych), wykształciliśmy w
sobie mechanizm obronny. Postępowaliśmy w pewien określony sposób by się chronić.
I chociaż nasze zachowanie z perspektywy czasu nam samym przynosi kiść wstydu,
to jednak w tamtym czasie stanowiło bezpieczną zbroje.
Idąc dalej
tokiem mojego rozumowania na jedno przekonanie składa się całe mnóstwo pomniejszych.
A zatem żeby dojść do tego pierwszego i je oczyścić, najpierw trzeba stanąć w
prawdzie o tym pierwszym, czyli odkryć tryliardy drobiazgów, które wydarzyły
się po drodze.
Z tej właśnie
przyczyny, przekonania stanęły na mojej drodze jako jedne z ostatnich i jeśli
wejdziecie na ścieżkę rozwoju w jakiejkolwiek dziedzinie to one zawsze będę się
pojawiały jako ostatnie. Bynajmniej nie dla tego, że takie są. Ale właśnie dla
tego, że mają tak głębokie korzenie. To jest praca, której nikt za nas nie
wykona, żaden nawet najwybitniejszy terapeuta.
Teoretycznie zrozumienie
własnych zachowań powinno kończyć temat rozwoju osobistego, duchowego, zawodowego.
Co oznacza, że stajemy u wrót śmierci uznając, ze wszystkie lekcje zostały
odrobione. Tak…. Przyznaję stojąc u wrót przekonań nachodzą mnie myśli i sygnały,
że ma ziemska wędrówka może zbliżać się ku końcowi.
Po zdjęciu wszystkich
warstw cebuli pozostaje albo zemrzeć uznając, że wszystko jest załatwione albo
wreszcie zacząć żyć zarzucając ten cały rozwój.
Jakie jest to życie
w nagiej prawdzie?
Lekkie.
Po prostu lekkie.
Mam bowiem
wrażenie, że najwięcej ważą te nasze zbroje, mechanizmy obronne, cuda w które uwierzyliśmy,
opinie które stworzyliśmy, twory które stworzyliśmy.
Mam wrażenie,
że dotykając przekonań możemy albo się poddać, bo tej pracy jest zbyt wiele i
ona tak naprawdę nigdy się nie skończy. Lub możemy iść dalej akceptując swoje
własne zachowania, emocje, poglądy tylko dla tego że przyjmiemy prawdę o ich
przyczynach.
Jedno i drugie
rozwiązanie prowadzą do tego samego… do życia… do prawdziwego, zwyczajnego
życia.
Zupełnie nie
pojmuje skąd się wzięło powiedzenie, że prawda jest tylko jedna.
Nie prawda.
Prawda, jest jedna dla tu i teraz. Z perspektywy czasu, doświadczeń, kolejnych
stopni w rozwoju ma ona zupełnie inny wymiar i treść.
Na podstawie
naszych przekonań można stworzyć kompletną mapę naszego życia.
Nasze przekonania,
są naszym widzialnym kodem DNA. Unikalnym, niepowtarzalnym, ewoluującym kodem,
z którego można czytać niczym z otwartej księgi.
Zdejmując
kolejne warstwy przekonań ryzykujemy, że nadzy staniemy w śnieżycy na środku
ruchliwego skrzyżowania. To bardzo niebezpieczne.
Właśnie dla
tego by się tak nie stało, przekonania odkrywamy po woli. Potrzeba nie lada
delikatności by nie zrobić sobie krzywdy.
Dzisiejszy wpis
może brzmieć jak masło maślane lub totalny bez sens. Starałam się nie podać
żadnego przykładu z własnego życia, gdyż wiem, że za każdym byłby kolejny, który
miał by na niego wpływ a za nim kolejny i kolejny. Czyli żaden przykład
nie był by prawdziwy a wpis miał by 104
strony i nie oddał istoty wędrówki.
Ale tak właśnie
jest z nami. Tylko my wiemy dlaczego postępujemy, czujemy, wierzmy tak a nie
inaczej, choć nie zawsze mamy odwagę sami przed sobą się do tego przyznać.
Tu z pomocą
przychodzi prawda i wybaczenie.
Nie chodzi o to
by sobie folgować, umniejszać lub się wywyższać. Należy jednak przyjąć że każde
nawet to najgłupsze zachowanie było najlepszym co w danym momencie mogliście
zrobić. Tylko tyle.
To jest ten klucz
otwierający wszystkie drzwi.
Ludzie gardzą spowiedzią,
sądzą, że nie będą się zwierzać jakiemuś kolesiowi w czarnej kiecce. W
spowiedzi świętej nie chodzi o to co mamy odwagę wyznać jakiemuś człowiekowi. Chodzi
o rachunek sumienia, jakiego sami ze sobą we własnej głowie, sercu i sumieniu
dokonujemy. To tu w przyznaniu się przed sobą dochodzi do prawdziwego
uwolnienia. W psychologicznym rozumieniu ceremonii, Kapłan jest tylko narzędziem,
gadżetem, psychologicznym trikiem, domknięciem tegoż procesu.
By przekroczyć
próg własnych możliwości, co jakiś czas trzeba zmyć z siebie wszystko to czym
się ubrudziliśmy w trakcie wędrówki.
Nie chodzi o to
by nie mieć wad, problemów, grzechów. Chodzi o to by było ich jak najmniej i
być totalnie wolnym człowiekiem.
Dla mnie
osobiście rozwój duchowy, osobisty, zawodowy, jest bardzo trudną drogą. Ale nie
traktuje go jak stratę czasu, bowiem wyruszałam w te drogę z intencją by nikt
nigdy więcej mnie nie zranił, z intencja by wydobyć z siebie maksimum i wreszcie
z intencją by wieść nietuzinkowe życie u boku inspirujących i nietuzinkowych
ludzi.
Każdy z nas ma
inne intencje bowiem ma inne potrzeby. Wszyscy jednak pragniemy być po prostu szczęśliwi.
Wyruszamy w te
podróże z różnych powodów, by znaleźć wymarzonego partnera, znaleźć wymarzoną prace,
kupić wymarzone gniazdo.
Okręt na morzu
przez długi czas nie widzi nic prócz burzliwego morza i mętnego horyzontu a jednak
płynie puki nie nie dopłynie do celu, puki nie utknie na mieliźnie lub puki nie
zwątpił we własne możliwości gdy nadszedł sztorm.
W każdym z nas
jest wielki potencjał, nieodkryty ocean możliwości. Każdy z nas ma wokół siebie
ludzi, którzy pragną przejąć ster naszego życia, bo wydaje im się że tak będzie
dla was lepiej.
Życzę wam
kochani byście nie puścili steru z rąk, nawet jeśli wasz statek utknie na mieliźnie,
nawet jeśli przestaniecie pasować do waszego świata, nawet jeśli sztormy zniszczą
wasz okręt, nawet jeśli wam samym się odwidzi wszystko co dotychczas
robiliście. Nigdy nie oddajcie steru w obce ręce.
Po to są te
nasze przekonania.
By czasem was
chroniły a innym razem prowadziły.
Ściskam z
miłością
Tańczą z
Wilkami, Zora
Komentarze
Prześlij komentarz