Przejdź do głównej zawartości

Domy

 

Domy

Gdyby nasze domy mogły mówić, jakie były by te ich domowe opowieści?

Gdyby mury naszych domów, mogły opowiedzieć o wszystkim co widziały, co by to było?

Jakie opowieści, jakie tajemnice, sekrety, dramaty poznał by świat gdyby ściany naszych domów mogły przemówić?

Jak inaczej nasze mury widzą nasze szczęścia i nasze nieszczęścia niż widzimy je My sami?

Nie oddałam jednego kompletu kluczy od ukochanych Filipin. Cały czas mogę wejść i wtulić się w ukochane ściany.

Cały czas mogę wejść i zobaczyć jak Mój Dom zmienia się w czyjeś mieszkanie.

Bez moich mebli, obrazów, dywanów, ptaków na parapecie to tylko ściany dokładnie 24 ściany, podłoga i sufit, oraz 3 okna, balkon i widok z za okna na ulicę nazwaną nazwiskiem pewnej Filipiny oraz krzaki, gdzie na najwyższym z drzew wisi tak bliska memu sercu kapliczka.

To co najcenniejsze zabrałam ze sobą.

Na nowym parapecie stoi klatka z radosnymi papugami, na nowej kanapie śpi kochany przez wszystkich pies, wiatr kołysze tak znanymi firanami. To tylko rzeczy, meble, obrazy, szpargały. Tak naprawdę ważny jest tylko pies i papugi. Bez całej reszty potrafię się obyć.

Wczoraj była bardzo ważna dla mnie rocznica. Rocznica śmierci mojej małej Figusi. To za sprawą tamtego zdarzenia, spakowałam się i porzuciłam całe dotychczasowe życie, zabierając ze sobą ledwie zaczęty pamiętnik, ledwie przywiezionego szczeniaka, papuga, pelargonie, której sadzonkę dostałam od Babci oraz dwie książki, by się nie nudzić w samotne wieczory.

Zaiste jak niewiele nam potrzeba by zacząć nowe życie. Jeden impuls, oszczędności i 4 szpargały.

Gdyby nie tragiczna śmierć tamtego małego pieska pewnie do dziś tkwiłabym w tamtym świecie utyskując na swój los.

Pięciolinii górnolotnie zwane pentchousem było okropne. Białe ściany, biała glazura, drewniane okna przez które zimą wpadał wiatr, wysiedziana kanapa, lodówka z funkcją modlitewną, regał pamiętający młodość sędziwej właścicielki. Moje pierwsze wejście tam skończyło się ucieczką. Było w nim coś takiego co sprawiło, że nie chciałam tam być nawet minuty. Następnego dnia jednak pokornie wróciłam. Podpisałam umowę, zapłaciłam pierwszy czynsz i kaucje. Moje oszczędności skurczyły się z dnia na dzień o połowę. Nikt we mnie nie wierzył. Wszyscy byli pewni, że po tygodniu wrócę z podkulonym ogonem.

Niespełna rok później 4 lipca oddałam jeden komplet kluczy, jak się okazało wybitnie nie miłej właścicielce i powróciłam na łono rodziny. By miesiąc później wejść do następnego domu, stanąć w oknie i zostać na ponad 4 lata. To drugie mieszkanie, nie było nawet przez sekundę wynajętym mieszkaniem. Od samego początku było to mój dom. Tak też wpisałam numer właściciela… Mój domek. Od pierwszej chwili pokochałam te ściany i widok zza okna.

Och jak trudno było się z nimi żegnać…

A jednak przychodzi taki moment, że trzeba pożegnać nawet najbardziej ukochane ściany.

W rocznice opuszczenia Pięciolinii byłam gotowa zdać klucze od Filipin. Nie zrobiłam tego, by każde z mieszkań miało swoją datę. Zanim zaczęłam życie w nowym miejscu posprzątałam po sobie, pozostawiąc w mieszkaniu jedynie zbędny fotel, znaleziony wśród szpargałów właścicieli krzyżyk i nieprawdopodobną pustkę.

Nowe miejsce przywitało mnie obłędnym widokiem na południową cześć Mazowsza i północno-zachodnią cześć  warszawy. Nie zaglądają mi w okna wracający z pracy sąsiedzi. Nie biegają pod oknami stanowczo za głośne dzieciaki, nie wpadają na ziarenka energiczne mazurki a przede wszystkim w okna nie zagląda Matka Boska Bienieszewska.

Pożegnanie z Filipinami zbiegło się w czasie z czekaniem na wynik badania, który mógł się okazać wyrokiem śmierci. Jakże to był trudny czas wiem tylko ja i moja nad wyraz wyrozumiała Mama, która resztką sił znosiła moje napady paniki, histerii i załamanie nerwowe w najgorszej postaci.

Nie sposób opisać co się dzieje w głowie człowieka, który dowiaduje się, że jest guz, a potem nie może wrócić do domu i znaleźć wytchnienia. Przez ponad 2 miesiące uciekałam od bólu rozstania do przerażenia nadchodzącą przyszłością, która nie zapowiadała ukojenia po bardzo trudnych miesiącach.

A jednak trzeba było opuścić ukochane mury i trzeba było cierpliwie czekać na wynik.

Nic nie zależało ode mnie. Na nic nie miałam wpływu. Nie mogłam odreagowywać robiąc porządki ani szurając meblami. Byłam tylko ja i ten przerażający lęk o to co dalej ze mną będzie. Jedno co mogłam to uwalniać emocje przez krzyk i płacz. Jakie to nie męskie i nie pasujące do silnej kobiety.

Moja kobiecość upomniała się o mnie najmocniej jak umiała i zrobiła to najbardziej kobieco jak mogła.

Meble, które z taką lekkością całe lata przestawiałam nagle stały się ciężkie nie do uniesienia. Szpargały, które całe lata zbierałam stały się kupą śmieci, przygniatającą mnie.

Moje uczucia, myśli emocje, plany, dotychczasowe życie przestały mieś jakiekolwiek znaczenie.

Już nie było stołu na którym mogłabym pisać swój pamiętnik. Już nie było różańca w paciorkach którego mogłabym się schować. Prawdę powiedziawszy nie wiem co było.

Kolejny raz zrozumiałam, że jestem z Papieru. Krucha i delikatna niczym pergamin. Ta silna i niezależna kobieta dotknęła osobistego absolutu.

Ludziom się wydaje, że nas znają.

Jakże często nam samym się wydaje, że jesteśmy nie zniszczalni.

Tymczasem jeden mały Pan Kulek, potrafi odsłonić wszystkie pokłady naszej eteryczności, delikatności, subtelności, bezsilności.

Jakoś te sprawy się poukładały. Znalazłam mieszkanie na wysokiej wierzy, skąd świat wygląda inaczej.

Jaką historie opowie to mieszkanie?

Tego nie wiem.

Filipiny opowiadają historie bolesnych lekcji, silnych upadków, niekończących się dramatów. Opowiadają o pełnej energii dziewczynie, która tuliła podłogę, gdy świat ją zwalał z nóg. Opowiadają o rodzącej się z lekkością firmie, której co chwila ktoś łamał skrzydła. Opowiadają o teatrze, który nie umiał się wznieść. Opowiadają o sztuce, która potrzebowała latać i ciągle ktoś ją sprowadzał na ziemie. Opowiadają o miłości, która pchała ku dramatom. Opowiadają o przyjaźni, która się kończyła. Opowiadają o domu, który tak bardzo cię polubił, że nie chciał ze swych ramion wypuścić.

Choć tak bardzo lubiłam mój filipiński domek to chyba nawet w nowym mieście nie byłam aż tak nieszczęśliwa co tam.

To właśnie tam, spotkało mnie drugie w życiu bankructwa, napadł mnie chory z miłości stalker, stałam się w pełni zależna od tych przez których postanowiłam być niezależna, na zawsze pożegnałam wielkie marzenia, zatrzymałam się i przeżyłam swoją osobistą zimę.

Czasem tak bardzo chcemy gdzieś zostać. Kochamy te miejsca, mury, ludzi. Wierzymy, że przypadkiem powieszona kapliczka, krzyżyk znaleziony wśród szpargałów, życzliwy sąsiad, są w stanie zapewnić nam szczęście na najbliższe lata. Tym czasem okazuje się, że te wszystkie drobiazgi znajdujemy na tzw. szczęście, bo będzie nam go bardzo brakować.

Od śmierci mojego Taty, a konkretnie od zrobienia mu pomnika, moja Mama twierdzi, że ma już swój dom. Tam nie zabieramy nic. Tylko wspomnienia, doświadczenia i emocje naszych bliskich. Czy jednak, coś więcej nam potrzeba?

Sporo myślałam przez te 2 miesiące na temat śmierci, umierania, żegnania.

Dziś już nie potrzebuje przestawiać cudzych mebli, dbać o cudze mieszkania, wykorzystywać siebie by gasić cudze pożary. Po prostu chce być, karmić się widokiem z okna i rozmowami z bo wiem jak kruchy to obraz.

W życiu wędrowca piękne jest, że nic nie jest wieczne. Ani ten dom, ani to mieszkanie ani tym bardziej te szczęścia i te nieszczęścia.

Dobrego dnia kochani.

Zora

 


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kwiatki na dzień Matki

  Kwiatki na dzień Matki Obserwując przedwyborcze zmagania kandydatów na Prezydenta RP, zauważyłam że jedną z istotniejszych kart przetargowych, są prawa kobiet. Politycy prawicy stają w obronie dzieci nie narodzonych. Lewicy zaś w obronie prawa do decydowania o własnym ciele przez kobiety. Temat kobiet rozgrywany jest niczym rozdzielana szmata, między sępami. Argument jaki padł przez pytającego w jednej z debat brzmiał „kobiety nie chcą rodzić bo boją się, że nie będą mogły potem usunąć dziecka”. Przyznaje, że jest to jeden z większych absurdów jakie słyszałam. Ta teza powinna brzmieć raczej „kobiety nie chcą uprawiać sexu bo boją się że nie będą mogły usunąć błędu chwilowej przyjemności” lub „mężczyźni nie chcą mieć dzieci, więc unikają związków z kobietami bo nie można szybko pozbyć się potem kłopotu”, „ludzie nie mają ochoty na stosowanie antykoncepcji” itp. Generalnie każdy inny argument, niż ten który usłyszałam. Dziennikarka jednak wybrała najgłupszy z możliwych sposób wal...
  Lubię gdy ludzie głupszy ode mnie mają mnie za idiotkę. Ale nie taką trochę tylko taką totalną, naiwną, rozhisteryzowaną, po prostu walniętą. Uwielbiam patrzeć na opadające maski stwarzanych przez nich pozorów. Wróg widząc idiotkę, odsłania całe gardło, opuszcza gardę, przestaje grać i pokazuje prawdziwe oblicze. Tak naprawdę to dopiero wtedy widzisz, że ten ktoś był twoim wrogiem. Wystarczy okazać odrobinę słabości by zobaczyć z jaką łatwością przychodzi przyjacielowi skopanie leżącego. Kocham patrzeć jak czują się górą a ich ego ogarnia pycha. Dopiero wtedy do głosu dochodzą ich prawdziwe intencje, zamiary, wewnętrzne głosy. Faktem jest, że w każdej relacji przychodzi moment kryzysu. Uwierzcie mi żadna relacja na tym świecie nie jest od tego wolna. Można zmarnować całe dekady, żyjąć u boku kogoś kim ten ktoś zupełnie nie jest. Przy pierwszym kryzysie wyłażą prawdziwe cechy. Jedni się drą, inni znikają, jeszcze inni posuwają się do manipulacji. Ludzie potrafią być bezwzględni. J...

Pukając do zamkniętych drzwi

  Pukając do zamkniętych drzwi Gdy pierwszy raz rozstawałam się z M, powiedział „rozumiem, że musimy się terez rozstać, masz racje fatalnie się zachowałem, ale proszę zamknij brame ale pozostaw lekko uchyloną furtke” Mniej więcej 3 miesiące później znów byliśmy razem. To rozstanie było nam bardzo potrzebne. Po pierwszym rozstaniu i po pierwszym powrocie, zmieniło się dosłownie wszystko. Mam wrazenie, że żadne z nas nie zmarnowało tych miesięcy bez siebie. Po tych paru miesiącach rozłąki, jeszci siłyze wiele lat tworzyliśmy naprawdę zgrany duet i bardzo fajny związek. On dopiero wtedy stał się naprawdę dobrym związkiem. Po kolejnym rozstaniu, nasz związek przetrwał ledwie rok. Ale to były zupełnie inne okoliczności. Niestety tym razem stanęła między nami straszna anna, która wyzwalała w nim tak silną agresje, że już nic się z tym nie dało zrobić. Gdy pojawiają się nieporozumienia, warto walczyć. Niestety gdy pojawia się przemoc, nie ma już co ratować. Brak szacunku, zawsze pro...