Przejdź do głównej zawartości

Ona jest mną, ja jestem Nią.

 


Ona jest mną, ja jestem Nią.

 

Podróż Biegnącej  Wilkami, kończy się na szczycie samotnej skały, skąd widok rozciąga się na całą jej krainę aż za granice horyzontu.

 

Zora zawsze była wilkiem, który wolał wędrować samotnie.

W stadzie czuła się osaczona, stłamszona, przytłoczona.

Wewnętrzny głos zawsze pchał ją w ramiona samotności. Wmawiając, że tylko w uścisku własnych ramion, jest prawdziwie bezpieczna, wolna i do wszystkiego zdolna. Takie bowiem, były jej przekonania, jakie miała doświadczenia.

 

Zora była białym wilkiem, któremu się nieustannie wydawało, że jest szary.

Jej futro lśniło w blasku słońca, a księżyc odbijał się od jej błękitnych oczu.

 

Ciekawość świata, gnała ja w nieznane, a ona nigdy nie wiedziała gdzie ją to zaprowadzi. Zora była niezwykle radosnym i pełnym życia wilkiem. Tak samo kochała samotne wędrówki jak zabawy z innymi wilkami.

 

Miała szczególną słabość do silnych czarnych Wilków. Zakochiwała się w ich tak ciemnych, że niemal czarnych, choć brązowych oczach. Zakochiwała się w ich grubej skórze i silnych łapach. Zakochiwała się w ich tajemniczości i światłu, które jak się finalnie okazywało, biło od niej samej.

Wbiegała z nimi na kolejne pagórki, górki, szczyty. Pokazywała ledwie odkryte przez nią samą miejsca. Wspólnie polowała, na jej własnych łowiskach. Oddawała im wszystko co miała.

Naiwnie wierzyła, że wspólnie spędzony czas jest prawdą o niej, o nim i ich samych. Choć była bardzo ostrożnym wilkiem, to zupełnie traciła czujność wobec faktów na których czarne wilki budowały ich wspólna rzeczywistość. Łagodna Zora wierzyła, ze tam gdzie są doświadczenia, tam jest prawda. Ufała, że jeśli ktoś zadał sobie tyle trudu by ją oswoić, to jest on godzien jej zaufania.

Niestety świat bywa równie okrutny co ona naiwna. Toteż gdy oddawała już całą siebie i wszystko co miała, a zabrawszy to po co przyszli, odchodzili jej towarzysze. Szukała ich po ciemnych lasach, gdy ci nagle jej znikali w mroku. To właśnie w tym mroku, była atakowana najsilniej. W każdej innej sytuacji umiała się obronić, zrobić unik, w porę wycofać. W mroku jednak Zora pozostawała zupełnie bezradna. Swoje światło zapalała, dla Czarnego wilka, którego właśnie szukała. Wtedy ten, ją atakował znienacka, po czym robił unik nim ta się zorientowała, że ją zaatakował już było za późno by się obronić. Biel jej futra zalała krew tryskająca z jej własnych ran…

Och, ileż razy Ona była tak niesłusznie zraniona…

 

Delikatna Zora, w każdym wilku szukała prawdziwej męskiej siły. Rozkoszując się wspólną obecnością, kochała wolność ich serc. To właśnie w tym umiłowaniu do wspólnej wolności upatrywała prawdziwej miłości. Była uosobieniem miłości, niosącej światło i nadzieje.

Jak żaden wilk, kochała wolność i życie.

Nie zdolna do przemocy atakowała wyłącznie, gdy czuła się najmocniej zaatakowana i zraniona.

Zora miała niezwykle wysoki próg bólu. Można ją było kąsać, szarpać i gryźć bez końca. A ona z uśmiechem zachęcała do kolejnej zabawy, cierpliwie czekając aż rozmówca będzie znów tak jak na początku wspaniały. Bynajmniej nie była ani głucha ani ślepa. Ona po prostu wierzyła w coś co jej przedstawiono i dobro, które nosiła w sobie. To właśnie miarą własnego serca i intencji mierzyła świat.

Zora doskonale wiedziała, że w życiu można mieć więcej, chcieć więcej, kochać mocniej. Jeśli czymś gardziła to tylko brakiem ambicji i przeciętnością.

 

Szare Wilki zupełnie jej nie rozumiały. Czarne się nią nad wyraz zachwycały. Wszystkie jednak lgnęły do Jej światła i wszystkie próbowały uczynić ja szarym wilkiem.

Chociaż Zora bardzo starała się dopasować do jakiegokolwiek stada, to zupełnie nie umiała nie być sobą. Nie umiała ani być tak szara i przeciętna jak pozostałe wilki ani tak mroczna i czarna jak te nieliczne, które kochała.

Finalnie wszystkie wilki gasiły blask bieli jej futra i błysk w oczach.

Jedne plugawiąc ją krwią z zadanych jej ran, inne wrzucając do błota.

 

Zora doskonale znała drogę do źródła, w którym obmywała skąpane w nienawiści i pogardzie rany. Czasem podróż zajmowała jej rok, innym razem tydzień, a były i takie rany po których dochodziła do siebie dekadę.

 

Wewnętrzny głoś, instynkt, naiwność, wiara w wyższe Ja, nigdy nie pozwoliły jej się poddać. Nie pozwoliły jej nie wrócić do źródła, zwątpić, pozostać szarą, brudną czy nieumytą.

Bywały rany, które zupełnie ją osłabiały, po których zupełnie nie umiała wstać. Bywał ból, który zupełnie pozbawiał Ją sił i chęci do życia.

Znajdowała wówczas norę, pod korzeniem wysokiego drzewa i tam, w samotności, zbierała siły w drodze do źródła.

Zwinięta w kłębek rozpaczy, otulona jedynie własnym ciepłem i tym wewnętrznym głosem przypominała wilcze truchło. Inne wilki zostawiały ją wówczas w spokoju, licząc, że zdechła a blask jej już im nie zagraża.

Tymczasem Zora spokojnie czekała, aż sami odejdą wszyscy złoczyńcy, złodzieje jej blasku, krzywdziciele, przeciętne i nudne istnienia. Zora doskonale wiedziała co robi. To była jej  wyuczona i sprawdzona taktyka. Stać się na tyle nie atrakcyjną by wróg sam stracił nią zainteresowanie. W każdym innym wypadku, musiała by go zranić lub zabić. Znając miarę i wagę bólu, Zora jak ognia unikała zadawania innym bólu. Nikt bardziej niż ona nie wiedział co znaczy cierpieć.

Bywały momenty, gdy sama Zora kąsała, warczała, gryzła i szczekała. Były to te właśnie momenty, gdy czuła się zbyt zraniona by dalej udawać, że nie widzi okrucieństwa swojego oprawcy.

 

 

Na wąskim szczycie, Zora zdawać by się mogło, że jest zupełnie sama.

Nic bardziej mylnego.

Gdy obserwuje świat z góry zdawać by się mogło, że to kres jej wędrówki. Nic bardziej mylnego.

 

Gdy ty myślisz, że ona umarła, ona zwyczajnie odpoczywa, przed dalszą podróżą.

Gdy ty myślisz, że tonie ona zmywa krew z ran.

Gdy ty myślisz, że nie ma już siły ona je zbiera do dalszej wędrówki.

Gdy ty myślisz, że to jej kres ona planuje kolejny cel.

 

Zora jest niezwykłym wilkiem. 

Jej światło jest ze mną każdego dnia.

Jak ona kąsam czasem zbyt mocno. Jak ona chowam się do samotnej nory by przeczekać ataki i zebrać siły w drodze do źródła.

Jak Ona zmywam z siebie, kurz pył, bród i krew. Jak Ona radośnie tańczę z wiatrem i kąpie się w promieniach słońca. I tak jak Ona ufam głosowi, który mnie prowadzi.

 

Ona jest mną, ja jestem nią.

Moja ukochana Zora. Biała Wilczyca, tak lekka, krucha delikatna i unikalna. Najpiękniejsza ze wszystkich stworzeń w lesie.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kwiatki na dzień Matki

  Kwiatki na dzień Matki Obserwując przedwyborcze zmagania kandydatów na Prezydenta RP, zauważyłam że jedną z istotniejszych kart przetargowych, są prawa kobiet. Politycy prawicy stają w obronie dzieci nie narodzonych. Lewicy zaś w obronie prawa do decydowania o własnym ciele przez kobiety. Temat kobiet rozgrywany jest niczym rozdzielana szmata, między sępami. Argument jaki padł przez pytającego w jednej z debat brzmiał „kobiety nie chcą rodzić bo boją się, że nie będą mogły potem usunąć dziecka”. Przyznaje, że jest to jeden z większych absurdów jakie słyszałam. Ta teza powinna brzmieć raczej „kobiety nie chcą uprawiać sexu bo boją się że nie będą mogły usunąć błędu chwilowej przyjemności” lub „mężczyźni nie chcą mieć dzieci, więc unikają związków z kobietami bo nie można szybko pozbyć się potem kłopotu”, „ludzie nie mają ochoty na stosowanie antykoncepcji” itp. Generalnie każdy inny argument, niż ten który usłyszałam. Dziennikarka jednak wybrała najgłupszy z możliwych sposób wal...

Rzecz o spłacaniu długów część 1

Spiskownik 13.07.19 Szczęście jest sumą nieszczęść, które nas ominęły. Rzecz o spłacaniu długów część 1         Wena to narowisty koń, który nigdy nie odpuszcza. Uzależnienie silniejsze niż sama kokaina. Kiedy przed laty tworzyłam pierwsze blogi, po prostu chciałam pisać co mi wena pod palce przyniesie. Dziś chyba wcale nie jest inaczej. Po roku walki, by nie tracić czasu na coś tak absurdalnego jak pisanie o emocjach, znów im ulegam. Znów jestem w transie, który w brew mojej woli coś bez ładu i składu sobie tworzy. Trans. Dokładnie tym jednym słowem nazwała bym to co dzieje się z artystą mówiącym o emocjach. Kultowy spiskownik powstał wieki temu jeszcze gdy pisanie było wylewaniem żali na rodziców i koleżanki ze szkoły, do małego bordowego palmiętnika. Kultowy spiskownik, który odważyłam się publikować już nie był mały ani bordowy. Był blogiem, który sam się bronił. Był też blogiem, który mnie samą obronił. Bardzo długo funkcjo...

Recenzja na dziś „Twoje domowe biuro” Laura Vanderkam

  Recenzja na dziś „Twoje domowe biuro” Laura Vanderkam W szale przedświątecznych przygotowań, jak co roku, zajrzałam do ulubionej księgarni na rogu ulic Chmielnej i Szpitalnej w Warszawie. Wśród wielu tytułów, w turbo obniżonych cenach, znalazłam ten, który miał zrewolucjonizować moją pracę i dzienną efektywność. Robiąc nowe zakupy, byłam w trakcie czytania Pisma Świętego. Do dokończenia zostało mi ledwie kilka Ewangelii Nowego Testamentu. Zmierzałam ku końcowi mojego osobistego Mont Everestu, gdy na mojej półce pojawiła się długo wyczekiwana książka o pracy zdalnej. Początek nowego roku to idealny moment, by wdrożyć nowe nawyki, pomyślałam. Zdalnie pracuję od 2005 roku. Przez te 20 lat nauczyłam się, że domowe obowiązki, rodzina i przyjaciele nierozumiejący, że „w domu to także praca”, oraz przesadnie długie listy zadań to największe utrudnienia. Coś, co ja robię od dwóch dekad, stało się modne w czasach pandemii. Wcześniej nikt nas nie uczył, co mamy ze sobą zrobić, gdy...