Sigma i król
Mroku
Życiem Zory
zdawał się rządzić instynkt i silny pęd ku wolności. Świadoma swej
bezbronności, poszukiwała kogoś kto dał by jej poczucie przynależności.
Te dwie
skrajności czyniły ją ciągle rozdartą miedzy potrzebami serca i duszy a ciała i
rozumu.
Zora w równym
stopniu pragnęła pozostać wolna i niezależna co ważna i ukochana. By pogodzić
obie skrajności ze wszystkich podchodzących wilków wybierała te, które
pachniały wiatrem.
Zakochiwała
się w nich bez pamięci, oddając im całe życie, moc, siłę energie. Uciszając
własne instynkty, próbowała się dostosować i gdziekolwiek pasować.
Serce
wilka bije jednak zbyt mocno by umiała się stać psem.
Zora była
typem samotnika. Ten przy którym się zatrzymywała musiał kochać samotność możniej
niż ona. Wybierała wiec, Wilki silne, mocne, niezależne, zdolne przeżyć same,
wolne.
Najbezpieczniej
Zora czuła się nocą, gdy wszyscy spali. Przemykała niepostrzeżenie między
łowiskami. Nocami nikt jej nie oceniał, o nic nie pytał, nikt jej nie widział,
nikt nic nie chciał. Odbijający się w mroku blask jej białego futra nocami był
niezauważalny dla przeciętnych wilków. Niebezpiecznie jednak wabił te, które
tak jak ona lubiły włóczyć się nocami.
Światło bijące
w mroku wabiło nocne wilki, wyrzutki stad, szubrawców i złodziei.
Nocne wilki
mają w sobie coś magicznego. Zdaja się być jedynym ciepłem w ciemności. Fascynującą
tajemnicą do okrycia. Ciekawa świata Zora kochała odkrywać te tajemnice.
Pewnej nocy,
włócząc się przez mrok, mignęło jej światło. Było niczym spadająca gwiazda. Naiwna
pobiegła by poznać ten blask. Wiele dni, szukała go, aż księżyc w pełni
oświetlił tajemniczego wilka stojącego na szczycie samotnej skały.
Jego grube
futro okalało silne łapy. Miał piwne, jak noc czarne oczy, w których ujrzała
samą siebie. Mroku, bo tak miał na imię ten wilk, był najprawdziwszym księciem
ciemności. Niewiele mówił, niewiele robił. Po prostu stał zamyślony na szczycie
samotnej góry.
Mroku
zdawał się być Wilkiem doskonałym. Silny, potężny, tajemniczy, cichy, ciemny
jak sam Mrok a w jego oczach był ten szczególny blask. Przez wiele lat
spotykali się na szczycie, to tej to tamtej góry. On niewiele mówił, ona mówiła
wszystko. Czasem był zawsze, innym znikał na całe miesiące, dni lub tygodnie.
Mroku
nigdy nie powiedział Zorze, że się z nią ożeni, że ją kocha, że jest jego wyjątkową
opowieścią. On po prostu był i ciągle powtarzał, niemal jak mantrę „Zora
należysz do mnie”,
„Zora nie
jesteś niczyja, ty jesteś moja”,
„Zora ja
zawsze będę wracał”
„Zora,
choć bym najdalej od Ciebie był jedno niebo nad nami”.
Gdy Mroku
znikał w Mroku, Zora była jak otępiała. Łaziła samotnie mając nadzieje, że
mignie jej ciemności blask jego oczu. Wreszcie się przyzwyczajała i próbowała
żyć bez Niego.
Stęskniona,
wabiła najróżniejsze wilki. Dzienne wilki zdawały się jej nijakie, nocne zbyt
mroczne.
Niewidzialny
Mroku, gdy ktoś zbliżał się do niej zbyt blisko przeganiał go. Gdy zaś ranił
zbyt mocno, wylewał ocet na jej rany. Zora nigdy nie wiedziała kto tak naprawdę
ją ranił. Czy były to inne wilki, czy ona sama. Zapach ran był zawsze ten sam. To
był Jego zapach, zapach wiatru i wolności, zapach przynależności, zapach ich intymności.
Pewnego dnia
Mroku wpadł w sidła. Zora bardzo długo go szukała. Którejś nocy, usłyszała przeraźliwie
głośne szczekanie. Nie było to Wilcze wicie, lecz wściekły i agresywny szczek. Odnalazła
go, uwolniła. I choć Mroku był wolny nie umiał już wyć jak wyją Wilki. On szczekał jak zwykły pies, choć piękny i groźny.
Nie pociągały go już wilcze wędrówki. Przestał polować na łanie, sarny, dzikie
zwierzęta. Nocami spał a w dzień zadowalał się kurą ukradzioną od pobliskiego
gospodarza, który nienawidził takich jak oni. Im bardziej Zora przypominała mu
o wolności tym bardziej on kazał jej stać się zwykłym psem. Im bardziej Ona
przypominała mu, że jest Wilkiem tym bardziej on ryczał jak zwykły pies.
Rozdarty między Wilczą natura i wygodą bycia zwykłym psem stał się dla niej
agresywny. Delikatna Zora nie odpuszczała i pomimo ran, wciąż walczyła o wolność,
o coraz lepsze łowiska. Pewnej nocy próbując, ja zatrzymać przed kolejna wilcza
wędrówka, Mroku wpadł w szał. Zachowywał się jak pies, który dopadł wilka i
pragnie zabić swojego naturalnego wroga, wyrywając jej całe kępy skóry, serce i
dusze.
Wtedy Zora
pierwszy raz uciekła, kryjąc się w pobliskich lasach.
By ją
odnaleźć Mroku, znów stał się jej wilkiem. Wyruszył przez mrok na spotkanie jej
serca. Znów był sobą tym Basiorem, którego tak kochała.
Jak
obiecał wrócił.
Jak obiecał,
upomniał się o nią.
Jak zapewniał
tak było…
„Zora
należysz do mnie” i należała do niego całym sercem i całą wolnością.
Samotna
Zora niczego bardziej nie potrzebowała niż tej świadomości, że gdzieś należy.
Wróciła wiec, do agresywnego psa, który już tylko jak wilk wyglądał.
Żyli razem
a jednak osobno. Zora chodziła własnym ścieżkami, Mroku zdawał się nie czuć już
nic.
Któregoś
dnia wyszedł upolować kolejną kurę i już nie wrócił. Spotkała go u dobrze
znanego gospodarza. Był szary, upaprany w suchej ziemi, miał mętny wzrok ale
tak jak chciał pełną miskę i dach nad głową.
Nie był
już jej Wolnym Wilkiem, silnym Basiorem, samcem Alfa. Był zwykłym psem, wioskowym
kundlem, który czasem zrywał się z łańcucha i kradł sąsiadowi kurę.
Jeszcze długo
Zora pozostała sama, mając nadzieje, że znów spotka swojego księcia mroku.
Daremnie czekała. Wolny wilk, umarł w nim na zawsze. Był psem, który pragną
zabić Zore.
Zdarzało się,
że poznawała inne wilki. Dni jednak pokazywały, ze były to zwykłe psy. Kilka
razy odnalazła prawdziwego, pięknego, szlachetnego, tajemniczego i jak ona
wolnego wilka. Trwała przy nim puki nie pokazał jej białych kłów. Wtedy w popłochu
uciekała bojąc się kolejnego zranienia.
Po wielu
latach Zora spotkała kolejnego Wilka. Greg był równie wolny i poraniony co ona.
Bywał w jej życiu znacznie rzadziej niż Mroku, ale był wiele lat jej wiernym towarzyszem.
Nie umiała go pokochać wolną miłością lecz ceniła bijący od Niego spokój, tak
nie typowy jak na wilki. Nim nastawał świt Zora uciekała, przypominając sobie
słowa Mroku „należysz do mnie”, „ja zawsze będę wracał”.
Mroku jednak
kolejny rok nie wracał. Zmęczona samotnością po blisko 10 latach Zora została z
Gregiem do rana. Wchodzące słońce odsłoniło, prawdziwą naturę jej towarzysza.
Greg był psem, nie wilkiem za którego go miał lecz psem. Pięknym silnym czarnym
pitbulem. Miał silne mięśnie, mocne łapy i jak na psa był absolutnie wyjątkowy.
Brzydził się wszelką nieprawością i nigdy nie ukradł żadnej kury. Mimo, że nie
było w nim ani tego blasku, ani tej wolności, została. Greg zdawał się być
zupełnie bezpieczny, ciepły serdeczny inny niż wszystkie psy, hieny i wilki, od
tych które znała.
Każde z
nich żyło własnym życiem. Ona była samotnym wilkiem on dobrze ułożonym psem. Łączył
ich spokój i zwykła przyjaźń, tak typowe dla psów i tak potrzebne wilkom.
Po wielu
latach kierowany dobrymi intencjami, Greg próbował ją przekonać by stała się zwykłym
psem. Psy mają przecież łatwiejsze życie.
Bardziej
niż jego kochała swoją wolność. Uciekła więc, tym razem od Grega, ku swojej
wolności. Wilki i psy to naturalni
wrogowie. Greg wpadł w szał, by ją zatrzymać pogryzł jej serce, gardło i łapy. Być
może miał nadzieje, że ją złamie, osiągnie cel, którego nie zdołał osiągnąć Mroku,
zatrzyma, jeśli nie z rozsądku to z bezsilności.
Po odejściu
Mroku, w jej sercu nie było już nic. Przecież
tylko jego i wolność kochała. Mroku zmarł a cena wolności zdawała się być zbyt
wysoka.
Tamtej
nocy, Greg nauczył ja jak jest słaba i bezbronna.
Drugi raz została
tak dotkliwie poraniona. Tym razem była znacznie starsza, mniej naiwna,
bardziej doświadczona i nie kochała tak bardzo by wybaczyć zadany ból, jak zrobiła
to przed laty.
Nie broniła
się. Jej serce wciąż krwawiło z tęsknoty za Mrokiem.
Zora
zrozumiała, że nie jest już w stanie wygrać żadnej walki, zwłaszcza z psem o
tak silnym uścisku łap i tak silnej szczęce.
Zdawać by się
mogło, że się poddała. Umarła dla świata wolności. Jej serce przestało bić i
było jedną wielką raną i tęsknotą.
Wolne
serce jednak nigdy nie umiera, nawet gdy łapy nie mają siły już iść.
Tęskniąc i
cierpiąc długo pozostała w ukryciu. Aż całkiem umarła samica alfa.
To jednak
wciąż, była ona, wolna Zora, je serce wciąż biło, jej instynkt wciąż ją gnał. W
promieniach wschodzącego słońca zobaczyła wierzchołek nieznanej góry. Słysząc
utyskiwanie innych wilków, mijając dawne łowiska zupełnie nie zauważyła że
biegnie w dzień, a jedyny mrok jaki mija to trupy jej dawnych przyjaciół leżące
u podnurza tej wspaniałej góry.
Jak po
schodach, wspięła się po tych trupach, na szczyt tej najważniejszej z gór.
W pełnym
blasku wchodzącego słońca, stojąc na jej wąskim szczycie stanęła niczym królowa
wszystkich mrocznych gór.
Tam na
szczycie Zora była zupełnie sama. Żaden wilk ani pies nie zdołał wejść tak wysoko.
Łapiąc pierwszy oddech, zachwcając się życiem, usłyszała głos przelatującego orła
„Zora należysz do świata”
„Zora to
ty jesteś wolnością”
„Zora to
ty jesteś światłem i życiem”
„ Zora to
ty jesteś prawdziwym wojownikiem”
„Zora
jesteś jedyna taka”
„ Zora… nie
jesteś sama… ja jestem z tobą, ja zawsze byłem ja zawsze będę, ja zawsze jestem”
A głos ten
zdawał się mówić z samego nieba.
„to ty
jesteś Sigma”
„tak musi
być, tak jest dobrze”
Mówił
dalej
Musiałaś
umrzeć jako samica Beta. Musiałaś zostać pokonana jako samica Alfa. Musiałaś
umrzeć jako jedna z wielu. Musiałaś umrzeć jako pies. Musiałaś umrzeć jako
wojownik. Musiałaś sto razy zostać pokonana w bitwie.
Musiałaś
Zora, bo tylko tak twoje rany mogły się stać ranami ze stali a ty mogłaś stać
się niezniszczalna. Bo tylko tak… mogłaś, się urodzić jako Samica Sigma.
Tamtego
poranka zora zrozumiała, że jest zbyt wysoko, by wciąż bać się psów, zbyt
daleko by wciąż bać się gospodarzy nienawidzących wilków i zbyt mocno słońce oświetla
jej futro by być wciąż być niewidzialną i jedną z szarych wilków.
„należysz
od teraz do nieba, zdawał się szeptać tajemniczy głos, tu jesteś bezpieczna.
Na
szczycie jest miejsce tylko dla jednego wilka. Zora znów nie była sama.
Należała do nieba.
Tym razem
Zora już nie wróciła na niziny. Nie wróciła już do swojej nory ani do potoku, gdzie
studziła ogień wypływający z jej ran. Wiatr delikatnie muskał jej białe futro,
ją zaś przepełniała pewność, że pewnego dnia dotrze tu na ten szczyt inny biały
wilk. Będzie on równie piękny i wyjątkowy co ona. Choć zupełnie nie wiedziała
co ją czeka i jaki los ją spotka wiedziała, że tu na szczycie w blasku słońca
jest znacznie bezpieczniejsza niż tam na dole wśród wilków, ukrywając się przed
psami.
Ale to już
opowieść na inny rodział.
Dobrego dnia,
kochani.
Ściskam z
Miłością.
Ona jest
mną, ja jestem nią.
Komentarze
Prześlij komentarz