Przejdź do głównej zawartości

Ważne, że żyjemy

 

Ważne, że żyjemy

 

Po takich dniach jak tamten nic już nie jest tak samo.

Ani wiatr nie wieje jak kiedyś, ani słońce nie świeci jak dawniej.

Ani w przyszłość nie patrzysz z radością, ani w przeszłość z przyjemnością.

Po takich dniach jak tamten, nic już nie jest tak samo.

 

Czasem sekunda wystarczy by twój świat, stał się zupełnie co innego wart.

 

Masz umalowane jedno oko, niebieską sukienkę i biały sweterek. Wyglądasz jak anioł.

Wschodzące słońce purpurą rozświetla niebo. Nigdy nie widziałaś tak pięknego poranka.

Przed tobą piękna prosta droga. Jedyne auto na niej to to, którym jedziesz.

Mkniemy naszym żółtym Man-em, wśród ledwie zażółconych pól.

W tym porannym słońcu, jeszcze przed śniadaniem on mi mówi, że za półtorej miesiąca oficjalne zaręczyny i tak jak chciałam, jak zawsze marzyłam 25 grudnia 2008 rok, weźmiemy skromny ślub.

Takim nasz, po naszemu, tylko my, świadkowie, rodzice i dziadkowie. Nikogo więcej nam nie potrzeba. I żadnych wesel ze sztuczną pompą. W skromnej sukience, w nieskromnym kościele, który tak skradł nasze serca, choć nigdy w nim razem nie byliśmy.

Tak, nas ciągnie do tej Częstochowy. I jeśli mamy gdzieś przyjąć ten sakrament to tylko tam i tylko po to nam ten ślub by stanąć razem tam.

Coś mi ciąży mój łańcuszek.  Tygrysie oko, zaczyna dusić szyje. Ledwie zdejmuje, kładę, nim zdążę odłożyć druga połowa mojego serca krzyczy

 

- biegnij, biegnij, biegnij, mamy wpadek.

 

Więc biegnę, jak M mi każe.

Gdybym go nie posłuchała, gdybym nie zapięła pasa jak mi kazał, gdybym nie zaufała i nie biegła jak krzyczał…

 

Wówczas nasza pierwsza ciężarówka, ciągnąca naszą pierwsza, załadowaną 24 tonami cegły, wracając z pierwszej trasy w którą dałam się zabrać… wciągnęła by mnie, czyniąc aniołem na wieki.

 

Gdy auto staje, on spada na ziemie, leży nieprzytomny między moim a swoim fotelem. Kabina naszego auta leży szybą na ziemi.

Dyndam nogami do dołu, jeszcze nie czując bólu.

Pas się nie chce odpiąć. Od nie reaguje na mój głos. Wiem że zaraz wybuchnie paliwo i żywcem spłoniemy. Nie wiem ile to trwa, wiem że to są najgorsze sekundy, minuty w moim życiu…

 

Oczyma wyobraźni, widzę siebie w czarnym golfie z włosami zwiniętymi w kok.

Wołam jeszcze raz i jeszcze raz.

W reszcie krzyczę, najgłośniej jak potrafię, tak że słychać mnie w zaświatach…

- Marek ja nie chce tak żyć!!!

 

Wtedy on budzi się jak by ze snu i mówi

- już jestem, żyjemy,

W tym samym momencie, mój pas się otwiera i spadam na ziemie.

Zaraz ktoś przybiega, gaśnicą wybija boczną szybę.

 

Jesteśmy wolni. Żyjemy.

 

Nim nas opatrzą marek ogląda ciężarówkę a raczej jej wrak.

Załamany trzyma się za głowę, mówiąc, kredyty, lizingi,  gospodarka, zabiorą gospodarkę, wszystko stracone.

Ledwie idąc tule go mocno, a patrząc w te czarne, załamane oczy mówię

- to nic, ważne że żyjemy.

- no tak, masz racje – odpowiada całując moją głowę.

 

Tamtego dnia, na tamtych polach nasz świat się skończył. Urodziły się nasze długi, problemy, nieszczęścia. A wszystko przez to, że kierowca chyba srebrnej osobówki, jadącej z podporządkowanej, nawet nie dla naszego kierunku, zasnął za kierownicą.

Ale to nic, ważne, że żyjemy.

 

Pięć lat później, wracam do domu z podbitym okiem i statusem ofiary przemocy.

Ale to nic, ważne że żyjemy.

Pięć lat później i ja mam już zdecydowanie za dużą jak na moje możliwości ilośc kredytów, których nabrałam by pomóc mu załatać tamtą dziurę.

Ale to nic, ważne że żyjemy.

 

Po 11 latach odchodzę od marka, który nie wytrzymał konsekwencji finansowych tamtego wypadku i stał się potworem.

Ale to nic, ważne że żyjemy.

 

Co roku 12 lipca przypominam sobie, jak ważne jest że żyjemy…. Nie ważne co było potem… ważne że żyjemy.

 

Finalnie, nie wzięliśmy śluby, nie zbudowaliśmy wymarzonego domu, nie spoczęliśmy w jednym grobie. Nic z naszych marzeń się nie spełniło tak jak marzyliśmy sekundę przed wypadkiem. Ale to nic, ważne że żyjemy.

 

Choć 5 lat później, mój ukochany okazał się być totalnym niegodziwcem, to każdego 12 lipca, dziękuje mu, że kazał mi biec. Każdego 12 lipca dziękuje mu, że się wtedy obudził i nie musze Tak żyć.

Każdego dnia 12 lipca, pojmuje że to mogła być rocznica naszej śmierci. Rocznica śmierci, mojej, lub jego, lub nas obojga.

Każdego roku 12 lipca jestem wdzięczna Panu Bogu, za dar życia.

 

Każdego 12 lipca biorę sobie wolne od życia tu i teraz by wrócić tam.

By sobie popłakać, by opłakać, te wszystkie niespełnione marzenia i napełnić się wdzięcznością za to wszystko co się na szczęście nie wydarzyło.

Każdego roku 12 lipca słucham ten samej piosenki co wtedy słuchałam.

Kazdego roku, na chwile przestaje bic przez życie i idę na spacer po tamtym walichnowskim zbożu.

 

Dziś, 12 lat później wciąż biegnę...

 

Ten bieg stał się sensem mojego życia.

Czasem biegnąc przed nim uciekam przed przeszłością a czasem biegnąc zdobywam przyszłość.

Od tamtej pory zawsze jestem w biegu.

Na obrazie biegnącego wilka napisałam „always runn zora, alway runn”

I jeśli mam w życiu jakieś motto to tylko to. Always runn – zawsze w biegu…

 

Do ukochanej Częstochowy, docieramy rok później, naszą pierwszą osobówką, ukochaną Vektra, którą wciąż jeżdżę, głównie z sentymentu.

Nie pojechaliśmy tam by spełnić marzenie o skromnym ślubie w nieskormnym kościele. Pojechaliśmy  by podziękować, za to wszystko co się nie stało. To zdecydowanie więcej warte i ważniejsze niż to po co chcieliśmy tam jechać, przed wypadkiem.

 

Dziś jest 12 rocznica tamtego wypadku.

Dziś jest 12 rocznica, jak narodziły się nasze długi.

Dziś jest 12 rocznica, jak straciliśmy nasze plany i marzenia.

Dziś jest 12 rocznica, jak widziałam najpiękniejszy i najokrutniejszy zarazem wschód słońca.

Dziś jest 12 rocznica, jak na zawsze pożegnałam tamto życie.

Dziś jest 12 rocznica, jak spotkaliśmy nasze Anioły.

Dziś jest 12 rocznica….

 

Po latach zrozumiałam lub sobie wytłumaczyłam, że te długi, awantury, niespełnione marzenia, to cena za to że żyjemy.

Jak sobie pomyśle jak by wyglądało moje życie, gdyby gdybym go nie posłuchała, nie biegła, nie zapięła tego pasa. Jak sobie pomyśle, gdyby on nie mnie posłuchał, gdybym na niego tak nie nawrzeszczała, gdyby on się nie obudził…

Ta krótka sekunda, gdy widziałam siebie w tej czerni…

 

Gdy pojęłam, że wszystko co było potem to cena za to że żyjemy wybaczyłam i jemu i sobie.

Dziś jestem wdzięczna, mojemu Markowi, za to że pokazał mi tamten świat, dzięki któremu jestem tu gdzie jestem, będąc tym kim jestem.

Moje rany się nie zrosły lecz zabliźniły.

Wybaczyłam mu wszystkie krzywdy tylko z jednego powodu… tylko dla tego, że się wtedy obudził.

Dziś, w 12 rocznice tamtego wypadku, 9 lat po naszym rozstaniu, gdybym mogła spojrzeć w tamte oczy powiedziała bym tylko jedno… Dziękuje.

 

Dziękuje Ci Marku, że się wtedy obudziłeś,

Dziękuje ci, że mi Tego nie zrobiłeś.

Dziękuje Ci, za wszystko co było przed i każdą lekcje, która dostałam po.

Dziękuje.

I jeszcze jedno… Wybaczam, Dziękując, że walczyłeś o te miłość, gdy była spełnieniem marzeń i że pozwoliłeś mi odejść, gdy stała się nam obojgu cierpieniem.

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Domy

  Domy Gdyby nasze domy mogły mówić, jakie były by te ich domowe opowieści? Gdyby mury naszych domów, mogły opowiedzieć o wszystkim co widziały, co by to było? Jakie opowieści, jakie tajemnice, sekrety, dramaty poznał by świat gdyby ściany naszych domów mogły przemówić? Jak inaczej nasze mury widzą nasze szczęścia i nasze nieszczęścia niż widzimy je My sami? Nie oddałam jednego kompletu kluczy od ukochanych Filipin. Cały czas mogę wejść i wtulić się w ukochane ściany. Cały czas mogę wejść i zobaczyć jak Mój Dom zmienia się w czyjeś mieszkanie. Bez moich mebli, obrazów, dywanów, ptaków na parapecie to tylko ściany dokładnie 24 ściany, podłoga i sufit, oraz 3 okna, balkon i widok z za okna na ulicę nazwaną nazwiskiem pewnej Filipiny oraz krzaki, gdzie na najwyższym z drzew wisi tak bliska memu sercu kapliczka. To co najcenniejsze zabrałam ze sobą. Na nowym parapecie stoi klatka z radosnymi papugami, na nowej kanapie śpi kochany przez wszystkich pies, wiatr kołysze tak z

"Stara miłość nie rdzewieje.

W świecie idealnym miłość jest wieczna. Ostatnia umiera pycha, tuż przed nią zaś miłość i nadzieja. Skoro tak wzniosła jest teoria, to skąd tyle rozwodów we współczesnym świecie? Przecież nie można od tak po prostu przestać kochać. Przecież nie da się od tak po prostu zapomnieć wszystkie dobre chwile. Przecież to nie jest realne, by serce wygrało z rozumem. A jednak, tak niewiele par jest ze sobą przez całe życie. Są tacy, którzy skaczą ze związku w związek, każdy kolejny nazywając największą miłością. Są też tacy, którzy raz zranieni, już zawsze chcą być sami. Może to właśnie ci jako jedyni poczuli miłość, a może to tylko lęk przed odrzuceniem. Są i tacy, którzy odchodzą w poszukiwaniu lepszego życia i jak bumerangi wracają po latach do swoich ofiar. Wmawiają im, że się zmienili, że tylko oni, że cały ten czas bez nich był stracony. To szydło szybko wychodzi z worka. Wystarczy na chwilę stracić czujność, lub bardzo świadomie udawać, że się ją straciło. Prawda zawsze wyjdzie na jaw, ta

Kiedy Już

  Kiedy Już   Kiedy mnie już nie będzie Kiedy mnie już nie będzie zakwitną kwiaty, pofruną motyle Kiedy mnie już nie będzie przyjdą wiosny i nowe lata Kiedy mnie już nie będzie tylko na chwile świat twój się skończy Ty dobrze wiesz, że świat się nigdy nie kończy Kiedy mnie już nie będzie przyjdą nowe wiosny, jesienie, zimy i lata Kiedy mnie już nie będzie przyjdą nowe radości i smutki Ty dobrze wiesz jak zmienny świat jest Więc proszę nie płacz, gdy mnie już nie będzie Ty wiesz jak cierpię widząc bezmiar twych łez   24.05.2023 Barbara Jastrzębska Kiedy tu mnie nie będzie, to będę tam Wśród łanów zburz perłowych Wśród miłości zgubionych Otulona w promienie słońca Ubrana w szaty z mchu i paproci Kiedy mnie tu nie będzie, to będę tam W mej wiecznej wolności, Przy mej największej miłości Kiedy tu mnie nie będzie to będę tam W krainie wiecznej szczęśliwości Więc nie płacz, kiedy mnie już nie będzie I proszę, ciesz się moim szczęściem Kie