A można
było po dobroci
Zdecydowana
większość moich wpisów odnosi się do momentów zwrotnych w życiu. Stanowiąc niejako
ich klamrę, zakończenie, podsumowanie.
Bardzo
lubię ten styl pracy samej ze sobą, bo to pomaga uporządkować często bardzo
trudny rozdział i jednocześnie go zamknąć.
W życiu
wyznaję teorie, że wszystko dzieje się dla naszego wyższego dobra. WSZYSTKO!
Wiem,
jak to brzmi. Już słyszę te wiadra pomyj, że tyle tragedii na świecie a ja tu
takie androny naiwnej katoliczki.
A tak! Są
ludzie, których nieszczęście pokonało. Ale są i tacy, których życiu nadało sens.
Nie trzeba daleko szukać… są przecież miliony fundacji, pomagających chorym
dzieciom a założonych, przez osieroconych rodziców. Ile tam jest dobra, piękna,
serdeczności… Totalnie mnie wzrusza gdy widzę jak ludzie nadają sens własnej
tragedii pomagając innym.
Z
drugiej strony, ile dobra, ciepła dostajemy my sami w tych naszych trudnych
chwilach. Nagle znikąd pojawia się jakaś Kasia, Basia, Grześ – ciche anioły,
które są, gdy ich potrzeba i znikają, gdy już po burzy.
Po takich
trudnych doświadczeniach, choć byśmy nie wiem jak bardzo chcieli – życie nie
jest takie jak przed nimi.
Z okien
przyszpitalnej przychodni jesień jest bardziej jesienna, wiosna bardziej
deszczowa, a przyjaźń bezcenna.
Wracając
z pogrzebu własnego Ojca, cisza w domu ma zupełnie inne brzmienie.
Tumany kurzu
wzniesione przez skasowany w polu samochód mają barwę bordowego nieba, a krzyk
zdaje się wynosić do samego nieba.
Cokolwiek
by się nie stało, świat już nigdy nie wraca na tamte tory, z których wypadło życie,
wpadając w turbulencje.
Coś w
nas zawsze zostaje… jakiś lęk, obawa, drobna szrama na ciele, psychice, duszy.
To oczywiste…
to wszystko jest banalne i oczywiste… tak mi się zdaje z perspektywy tych moich
licznych ran.
Właśnie z
tej perspektywy mówiąc… z perspektywy jakichś wypadku, jakiejś śmierci, jakiejś
choroby. Z jakiegoś osamotnienia, w czasem zbyt trudnych podróżach mówiąc - wiem
jak ważne są te wnioski i podsumowania.
Każde takie
zdarzenie winno być traktowane jako jakaś lekcja.
Dobrze jest
w takiej chwili zadać sobie pytanie, po co to było, czego miało mnie to
nauczyć, co powinnam zmienić, jak dalej żyć wiedząc, że nic nie będzie jak obie
to zaplanowałam. Te serie pytań ratują nam życie, czyniąc nas niepokonanym,
niezwyciężonym, nie do złamania. Nawet jeśli sytuacja w tej chwili, w tym
naszym tu i teraz nas złamie, to właśnie to szukanie sensu, drugiego dnia,
wniosków pomoże nam wstać.
To
bardzo ważne by pozwolić tym wnioskom płynąć.
To bardzo
ważne, by pytać i odpowiadać.
To fundamentalne,
pozwolić sobie na zmianę, którą ta sytuacja na nas wymusza.
Idealnie
byłoby, by te zmiany dokonywały się delikatnie i łagodnie. Tylko czy my wtedy,
słyszymy głos tych naszych intuicji? Czy traktujemy bolące kolano jako element
całości?
Zwykle niestety
nie.
Jak często
nie robi na nas wrażenia drobne potknięcie, kąśliwa uwaga, delikatny problem.
A można było
po dobroci…
Na profilaktyce,
bez długów, nim narodzą się najczarniejsze wspomnienia, bez straty lat.
Nie
unikniemy zdarzeń z przeszłości ale możemy nie popełnić tych samych błędów w
przyszłości.
Tylko tyle
i az tyle…
Ściskam z
mądrością – Tańcząca z Wilkami – Zora.
Komentarze
Prześlij komentarz