Przejdź do głównej zawartości

10 odmowa – rzecz o skutkach chaosu


Chaos, poczucie beznadziei, wreszcie nerwica, natłok myśli i wewnętrzny przymus.
Co jakiś czas, do naszego życia wkradają się mniejsze i większe chochliki. Wywracają one całe nasze życie do góry nogami. Płoszą spokojne konie, wyrywają uśpione emocje z wnętrza naszej duszy.
To bardzo dobrze, że czasem wszystko się wali, zmienia, wybudza nas ze snu i komfortu.

Tracimy grunt pod nogami nie tylko ze złych powodów. Dobrze zdarzenia, potrafią zestresować czasem wręcz mocniej niż, te złe.
Czasem poprostu zdajemy egzamin, wokół którego upłynął ostatni rok i zwyczajnie nie wiemy co teraz. Czasem przychodzi na świat nowy członek rodziny i choć jest cudownie to jednak, życie jest całkiem inne niż je znamy. Czasem kogoś tracimy, partnera, przyjaciela, prace. A czasem dostajemy prace, która zupełnie zmienia nasz rytm dnia i życia. Bywa, że w ulubionym miejscu medytacji, ktoś buduje wielki blok. Tych sytuacji jest nader wiele.
A każda z nich tak samo wprowadza chaos i zamęt w nasze życie. Czy one są dobre, czy one są złe zawsze wiążą się ze stresem.
Czasem, całe to dobro niszczymy bo nie umiemy żyć szczęśliwi, a nasz komfort stanowi życie w toksycznym bagnie.

Wszystko to dzieje się, zazwyczaj hurtowo. Szczęścia to czy nie szczęścia jedno po drugim zasypują naszą głowę. Zwykle jest ich tak dużo, że nawet jeśli są dobre odbieramy je jako złe.

Te zmiany zazwyczaj przychodzą hurtowo, jedna za drugą zasypują naszą głowę. Jakże często im mniej mamy siły, tym bardziej każdą z sytuacji odbieramy jako negatywną. Łatwo zatem pomyliś dobre momenty ze złymi.
Mówi się nawet, że „nieszczęścia to tchórze, dla tego chodzą parami”. Ale czyż szczęścia nie bywają równie solidarne?
W gruncie rzeczy, przecież i szczęścia i nieszczęścia spadają na nas falami.
Nawet jeśli w tych złych momentach pojawiają się te dobre to naturalną tendencją naszego mózgu jest tym silniejsze dostrzeganie tego co wymaga od nas silniejszej reakcji a czym jest stres. Można przecież nie wyjechać na wakacje, ale nie można przecież nie ugasić płonącego domu, prawda? Zatem w zupełnie obronny sposób, smutki widzimy wyraźniej i mocnej odbieramy.
Czy to oznacza, że całe nasze życie jest nieszczęśliwe? Bynajmniej nie. Po prostu w danym momencie, widzimy wokół to co nas zmusza do większej aktywności.

Zgodnie z prawem przyciągania, przyciągamy to o czym najczęściej myślimy. Zatem można przyjąć, że w każdej chwili możemy przerwać złą fale i zamienić ja w dobrą. To tylko od nas zależy co i wyniesiemy z danej sytuacji.

To zupełnie nie ma znaczenia jakie emocje w nas wywołuje dana sytuacja. Ważne jakiego wyniku my samo oczekujemy i do jakiego zakończenia chcemy doprowadzić.

W gruncie rzeczy dookoła niemal każdej sytuacji są inne szalenie pozytywne. Im trudniejszy jest ten czas, tym więcej dobra jest wokół. Dobra, które i tak pewnego dnia zauważymy, choć zwykle z perspektywy lat, daleko po fakcie.

Jak przerwać te czarne okresy?

Moim zdaniem szczerze. Po prostu szczerze przyznać się do smutku, radości, żalu, wewnętrznego bałaganu. Tylko i wyłącznie prawda, jest w stanie posunąć bieg akcji do przodu.
Jeśli czujesz złość, nie udawaj że jej nie ma. Kiedy dzieje się coś co nas irytuje to normalne, ze się złościmy. A kiedy dzieje się coś smutnego, to normalne, ze czujemy się zdołowani. Nie można udawać, ze tego niema.

A srał to pies. Niech sobie będą te nerwy i łzy. A choć by ich było i za dużo. Czemu sobie na nie, nie pozwolić? Czemu nie nakrzyczeć na kwiat malwy, że bezczelnie zagląda w twe okno? Czemu nie wysłać zbyt wielu smsów, z wyjaśnieniem co nas boli? Czemu nie zbić tego talerza?

Czy fakt, że czasem rzucisz czymś świadczy o tym, że jesteś nienormalna, zła, nerwowa, nie taka jak być powinnaś? Nie, wręcz przeciwnie, świadczy o tym że masz dość i chcesz coś zmienić. To bardzo dobrze, że bywamy ekscentryczni, nerwowi, zbyt radośni. Nauczono nas dyplomacji i wmówiono, że coś wypada lub nie. Tymczasem normalny człowiek, gdy jest zadowolony to się uśmiecha a gdy jest zły to się złości.

Nas nauczono, że emocje trzeba tłumić i ubierać maski fałszywej dyplomacji.
Tylko po co? By dusić się od środka? By udawać kogoś kim się nie jest? By stać się niewolnikiem cudzych wyobrażeń o nas samych?
Nieuwalnianie emocji, tłumienie, ukrywanie, dostosowywanie do rytmu rozmówcy, czyni nas niewolnikami nas samych.
Ten chaos do życia się wkrada, gdy tracimy kontakt sami ze sobą. A tracimy go by za bardzo chcemy się dostosować do tego co wypada.

A zatem tak, gdy jesteś zła, zagubiona, krzycz płacz i wrzeszcz, choć by na te bezczelną malwę. Wyrzuć z siebie ten stres, uwolnij się i idź dalej, wolna od tych złych emocji.
A jeśli jesteś radosna i zadowolona to śmiej się i tańcz. Niech każda z twoich komórek niesie te radość.
Jeśli nie okazywanie emocji sprawia, że lepiej Ci się żyje rób to. Tylko pamiętaj, by po tym dyplomatycznym spotkaniu, pójść pobiegać i wyładować cały ten stres.
Bo jeśli tego nie robisz to ten cały stres po prostu Cię udusi, zadusi, zadławi, strawi, we śnie udusi jak robi to niewidoczny czad.

W życiu są dobre i złe momenty. Czy po to by czynić nasze życie bezsensowna tułaczką Syzyfa? Czy po to by bać się szczęścia i na wszelki wypadek, przed utratą go cały czas wieść życie nieszczęśliwe? Czy może po to by ów chochlik dla własnej satysfakcji, bezceremonialnie zniszczył nasze życie?

To od nas zależy co wyciągniemy i co zbudujemy z tego gorszych momentów w życiu. W mojej ocenie takie momenty są po to by zburzyć to co jest złe lub niedoskonałe i zbudować nowe lepsze. Są one po to by pchnąć nas w inną lepszą stronę, wręcz zmusić do postawienia kolejnego kroku na drodze do własnych marzeń.
Wreszcie są one po to by stanąć w prawdzie o własnych emocjach to uwolnić je i tym samym obudzić w sobie chęć do zmiany i działania. Bez tej prawdy nie ruszymy do przodu z niczym. Jak ten ogórek będziemy kisić się we własnym kwasie. Czy o to chodzi? Czy może o to by wynieść jak najwięcej dobra i pozwolić by porywisty wiatr zmian wyniósł nas na spokojne wody?

To co z nich wyciągniemy, zbierzemy, co z nich zbudujemy, zależy tylko od nas.
Ja jednak wierze, że jest wokół nas siła, która prowadzi nas ku lepszemu. Gdy zatem ta siła burzy komfortowy i wygodny świat, to właśnie po to by poprowadzić nas w stronę naszego powołania a za nim i lepszego i wygodniejszego, fajniejszego życia.

W mojej ocenie te często dramatyczne momenty w życiu są szalenie ważne i zdecydowanie ważniejsze niż te wygodne i komfortowe.
Te dobre momenty to raczej chwile odpoczynku, przed kolejną walką, bitwa, chaosem.
To od nas zależy jak bardzo poddamy się fali smutku i goryczy.
Można iść tą drogą i całe życie nią podążać. Można pozwolić by jedno nieszczęście zdefiniowało nasze życie i zostać takim zgorzkniałym i smutnym. Można pozwolić też, by dobre rzeczy wokół smutnych zdefiniowały co było prawdziwym celem i wartością tej często trudnej sytuacji. To od nas zależy czy w chorobie dostrzeżemy cierpienie czy miłość bliskich. Czy w utracie pracy, zauważymy szanse na lepszą pracę czy pogrążymy się z rozpaczy. Tylko od nas i tego jakimi chcemy być.
Wiem też, że ile  by nie leżeć na dywanie, użalając się nad sobą i płacząc, przyjdzie ten dzień, w którym po prostu trzeba będzie wstać, sprzątnąć bałagan i ogarnąć chaos.

W tych złych momentach, przychodzi moment niedowierzania, załamania, buntu, agresji i złości. Wszystkie te fazy są bardzo ważne i bezcenne. To po sposobie jak reagujemy na sytuacje dostrzegamy czego faktycznie chcemy i jak się w tym odnajdujemy.
Może się okazać, że coś do czego uparcie dążymy wcale nie jest nam potrzebne a tym bardziej wcale nie czyni nas szczęśliwymi.

Po burzy zawsze wschodzi słońce.
Jedna z głównych zasad sprzedaży mówi „na 10 odmów przypada jedna umowa”. Od siebie dodam, że po burzy zawsze przychodzi słońce, a po złym lepsze, po lepszym zaś najlepsze.
Nikt z nas nie lubi zmian. Cudownie jest żyć w strefie własnego komfortu. Tylko nawet w wygodnym i poukładanym, życiu jeśli nic się nie zmienia to i nic nie cieszy.

Nasze życie to sinusoida, dobrych i złych doświadczeń.
Nauczyłam się cieszyć z tych gorszych dni. One bowiem zmieniają bieg mojego życia i wyprowadzają na coraz piękniejsze pastwiska. Te podróże bywają bardzo nie fajne. Pielgrzymowanie, choć by tylko po własnym umyśle, męczy i wymaga trudu. To normalne, że tracą grunt pod nogami stajemy się nerwowi i zestresowani.
Kiedy jednak w moim życiu dzieje się coś złego, to z radością zacieram ręce, bo wiem że kiedy opadnie kurz bo bitwie będę krok bliżej miejsca, w którym zawsze chciałam być.

Niniejszym wpisem zachęcam was do podziękowania za te gorsze dni. One bowiem do naszego życia wnoszą najwięcej dobrego. Kwestia tego jak bardzo nauczeni własnym doświadczeniem dostrzeżemy wagę 10 odmów i tych cudownych momentów, którymi kończą się wszystkie wojny naszego życia.

Skądinąd w tym momencie przepraszam moich bliskich, że raz na kwartał bywam nieznośna, zbyt szczera, zbyt wybuchowa.  









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kwiatki na dzień Matki

  Kwiatki na dzień Matki Obserwując przedwyborcze zmagania kandydatów na Prezydenta RP, zauważyłam że jedną z istotniejszych kart przetargowych, są prawa kobiet. Politycy prawicy stają w obronie dzieci nie narodzonych. Lewicy zaś w obronie prawa do decydowania o własnym ciele przez kobiety. Temat kobiet rozgrywany jest niczym rozdzielana szmata, między sępami. Argument jaki padł przez pytającego w jednej z debat brzmiał „kobiety nie chcą rodzić bo boją się, że nie będą mogły potem usunąć dziecka”. Przyznaje, że jest to jeden z większych absurdów jakie słyszałam. Ta teza powinna brzmieć raczej „kobiety nie chcą uprawiać sexu bo boją się że nie będą mogły usunąć błędu chwilowej przyjemności” lub „mężczyźni nie chcą mieć dzieci, więc unikają związków z kobietami bo nie można szybko pozbyć się potem kłopotu”, „ludzie nie mają ochoty na stosowanie antykoncepcji” itp. Generalnie każdy inny argument, niż ten który usłyszałam. Dziennikarka jednak wybrała najgłupszy z możliwych sposób wal...
  Lubię gdy ludzie głupszy ode mnie mają mnie za idiotkę. Ale nie taką trochę tylko taką totalną, naiwną, rozhisteryzowaną, po prostu walniętą. Uwielbiam patrzeć na opadające maski stwarzanych przez nich pozorów. Wróg widząc idiotkę, odsłania całe gardło, opuszcza gardę, przestaje grać i pokazuje prawdziwe oblicze. Tak naprawdę to dopiero wtedy widzisz, że ten ktoś był twoim wrogiem. Wystarczy okazać odrobinę słabości by zobaczyć z jaką łatwością przychodzi przyjacielowi skopanie leżącego. Kocham patrzeć jak czują się górą a ich ego ogarnia pycha. Dopiero wtedy do głosu dochodzą ich prawdziwe intencje, zamiary, wewnętrzne głosy. Faktem jest, że w każdej relacji przychodzi moment kryzysu. Uwierzcie mi żadna relacja na tym świecie nie jest od tego wolna. Można zmarnować całe dekady, żyjąć u boku kogoś kim ten ktoś zupełnie nie jest. Przy pierwszym kryzysie wyłażą prawdziwe cechy. Jedni się drą, inni znikają, jeszcze inni posuwają się do manipulacji. Ludzie potrafią być bezwzględni. J...

Pukając do zamkniętych drzwi

  Pukając do zamkniętych drzwi Gdy pierwszy raz rozstawałam się z M, powiedział „rozumiem, że musimy się terez rozstać, masz racje fatalnie się zachowałem, ale proszę zamknij brame ale pozostaw lekko uchyloną furtke” Mniej więcej 3 miesiące później znów byliśmy razem. To rozstanie było nam bardzo potrzebne. Po pierwszym rozstaniu i po pierwszym powrocie, zmieniło się dosłownie wszystko. Mam wrazenie, że żadne z nas nie zmarnowało tych miesięcy bez siebie. Po tych paru miesiącach rozłąki, jeszci siłyze wiele lat tworzyliśmy naprawdę zgrany duet i bardzo fajny związek. On dopiero wtedy stał się naprawdę dobrym związkiem. Po kolejnym rozstaniu, nasz związek przetrwał ledwie rok. Ale to były zupełnie inne okoliczności. Niestety tym razem stanęła między nami straszna anna, która wyzwalała w nim tak silną agresje, że już nic się z tym nie dało zrobić. Gdy pojawiają się nieporozumienia, warto walczyć. Niestety gdy pojawia się przemoc, nie ma już co ratować. Brak szacunku, zawsze pro...