Gen wilka, mięsień odwagi
Próbowałam wytłumaczyć mojemu psu, że jest wilkiem.
Popatrzył na mnie jak na istotę z innej planety.
W tle wyły wilki, które mnie poruszały a na nim, nie robiły
na nim najmniejszego wrażenia.
Dla niego ważne było, że zaraz wyjdziemy na spacer. Że
właśnie nadszedł jego ulubiony czas biegania z piłeczką.
Wyjące wilki… cóż inteligentna mina mojego domowego futrzaka
nie pozostawiła mi najmniejszych złudzeń… tandetne rzępolenie, psów, które nie
umieją porządnie śpiewać (co on potrafi, a z czego jest bardzo dumny).
Jego oczy wciąż są oczyma wilka. Jego łapy kochają biegać.
Jego nos łapie trop. Jego człowiek, jest jego sforą a dom jego terenem. Ale
wilki nie wyją w jego języku, a las zdaje się go przerażać.
Mówią że gen pozostaje nie śmiertelny.
A ja dziś się zastanawiam, jak bardzo komfortowe i wygodne
życie, potrafi nam zapomnieć to kim jesteśmy naprawdę. Jak bardzo potrafimy
zabić, uśpić, zgubić własnego ducha.
Kilka dni temu w ramach nagrody, za rzetelnie przepracowaną
noc, sobotni poranek rozpoczęłam od spaceru po lesie. Po tragedii z Figusią wejście
do lasu zwłaszcza z psem, jest dla mnie traumą. Naszprycowałam się jednak
kołczami i postanowiłam zmierzyć się z demonem. Mój pies był przerażony. Ja byłam
na totalnej czujce i odetchnęliśmy dopiero po wyjściu z lasu, gdy byliśmy znów
na naszym bezpiecznym terenie.
Nie można pozwolić by zdominowały nas nasze lęki. Choć zdrowy
rozsądek podpowiadał, ze jesteśmy bezpieczni to dawne traumy zdominowały nasz
spacer.
I pomyśleć, że jeszcze 5 lat temu włóczyłam się po lasach a samotne
wędrówki były fragmentem mnie. Były tym co kocham. Były tym co stanowi o tym
kim jesteśmy. Były moją natura. Ja byłam częścią lasu, jak ten niewidzialny dla
ludzkiego oka wędrujący wilk.
Mój pies od zawsze jest psem domowym. Jego gen wilka jest totalnie
uśpiony, ale ja zawsze w lesie miałam drugi dom. Nasze warszawskie życie,
traumy, niewyćwiczony mięsień, totalnie odebrały radość ze wschodu słońca w
lesie, ale niezwykle wzmocniły nasze mięsnie odwagi.
Tego dnia tuż przed północą dostałam jeszcze jedną szanse by
trenować swój Mięsień odwagi.
Spacer po bezdrożach, po nieznanych lasach, w niezbyt
sprzyjających okolicznościach, w środku nocy.
Nie bałam się ciemności, tak bardzo, że mój mozg zaczął
robić projekcje tego co się może stać by tylko mnie nastraszyć.
Nie bałam się, byłam w domu a Anioły czuwały nad każdym moim
krokiem.
Kiedy już byłam zupełnie bezpieczna, nad oświetloną ulicę
wleciała sowa. Siadła na znaku drogowym i bacznie mi się przyglądała.
Sowa to szczególny symbol, jakże często towarzyszy wilkom w
ich nocnych wędrówkach.
Jej widok uświadomił mi, że ani przez chwile nie byłam w tym
lesie sama. Towarzyszyła mi, dokładnie tak, jak towarzyszy wilkom w ich
wędrówkach.
Kiedy tak myślę o tym nocnym spacerze, o moim mięśniu odwagi,
odkrywam jak wspaniałych i nieznany mieszka we mnie duch.
Duch, który widzi wszystkie niebezpieczeństwa, duch który
mieszka w nie idealnym ciele.
Uświadamiam sobie, że nasze ciało to tylko niezbyt wygodne
ubranie dla naszego ducha.
Współcześni szamani, mówią nam, że jesteśmy tylko energią,
że nasze ciało to tylko ubranie, że rzeczywistość to jedynie projekcja naszego
umysłu.
Ale czy nie jest to prawda?
Po tym spacerze nie mam wątpliwości, że ciało to tylko
ubranie. Samochód, którym jedziesz, nic więcej.
Zwykłe opakowanie.
Nie znamy siebie bo nie znamy własnego ducha.
Ja miałam to szczęście, ze musiałam się zmierzyć z ciemnym
lasem i odnaleźć w nim swojego ducha.
To niezwykłe doświadczenie, zobaczyć niewidzialną część
siebie.
Zawsze sadziłam, że to co o sobie wiem to tylko tandetna
projekcja by nie załamać się totalnie swoją marnością.
Tymczasem jeden spacer po lesie uświadomił mi, że naprawdę taka
jestem. Taka odważna, taka zaopiekowana przez Anioły, taka z naturą wilczego
wędrownika, taka…
Wspaniały mieszka we mnie duch…
Potrzebowałam włóczęgi nocą po lesie by odkryć jak wspaniały
mieszka we mnie duch.
Potrzebowałam zmierzyć się ze strachem, z ciemnością, ze
zmęczeniem po nieprzespanej nocy.
Nagroda jaką dostałam jest bez cenna i nie wielu jest dane,
zobaczyć własnego ducha, poznać kim jest ten cudowny głos w głowie, zobaczyć te
istotę która prowadzi to ciało.
Czasem nam się wydaje, że jesteśmy nie na miejscu. Że żyjemy
nie swoim życiem. To prawda…
Czasem nam się wydaje, że cały czas jesteśmy w drodze. To prawda…
Czasem całe życie nie znajdujemy swojego powołania. To nie
prawda…
Umieramy zgorzknieli w kiepskiej jakości opakowaniu nie
poznawszy kwintesencji własnego jestestwa.
To wszystko prawda. Nasz gen krzyczy, walczy, upomina się o
swoje. Nasza dusza pragnie więcej. Przyszła na ten świat by kochać,
doświadczać, wędrować, poznawać, uczyć się….
Nam jednak wygodniej jest być uroczym kundelkiem na kanapie
niż wejść do ciemnego lasu i poznawać samych siebie.
Wilczy Gen mojego psa słysząc wilki milczy. Tak jest mu lepiej, wygodniej, prościej. Jego nadopiekuńcza
pańcia nie dała mu szansy dojść od głosu.
Mój gen widząc niebezpieczną sytuacje, bez wahania podejmuje
ryzyko i zdaje się na instynkt.
W przeciwieństwie do Toffiego, mój mięsień odwagi był
wielokrotnie hartowany. Hartowany przez agresywnego partnera, przez problemy
finansowe, przez raka, przez prace handlowca w której ciągle sam wędrujesz po
swoim regionie, przez toksycznych znajomych, przez samotność i ostracyzm.
W przeciwieństwie do mnie, Mój pies ma kochającą i
nadopiekuńczą pańcie, która nie dała mu szansy odkryć własnej natury. Być może
właśnie dlatego wycie wilków jest dla niego jedynie fałszem psiej pieśni.
Zadziwiające, że bardziej jestem dzika ja niż on.
A jednak…
Dobrego dnia
Tańcąca z wilkami, Zora
Komentarze
Prześlij komentarz