Opowiadanie Tej historii opanowałam do perfekcji. Potrafię to robić w pierwszej osobie równie łatwo co w bezosobowej trzeciej. Te historie potrafię opowiadać jako mentor- ku przestrodze, jako przedsiębiorca – jako element biografii wybitnego człowieka i jako ja Barbara, która jej doświadczyła.
Te historie
potrafię opowiadać bez emocji jak bym cytowała poradnik psychologiczny i
emocjonalnie, jak bym czytała dobrą powieść, która do samego końca trzyma w
emocjach.
Moja
osobista historia, najmniej wiarygodnie brzmi gdy opowiadam ją jako ja.
Ja – Barbara
Jastrzębska – która osobiście jej doświadczyła.
Opowiadanie
tej historii najmniej wzrusza samą mnie, gdy ją opowiadam. Zauważyłam, że nie
ma człowieka na którym by nie zrobiła wrażenia. Nawet największa bezduszność nie
umie przejść obok niej obojętnie.
Ta historia
to prawdziwy wyciskacz łez.
Walka dwóch
aniołów, z których jeden ciągle próbuje zniszczyć drugiego a ten drugi dzielnie
staje ponad to czym został ugodzony.
Jakże piękna
jest to historia. Jakże wzruszająca. Jakże unikalna. Jakże wciągająca.
Gdyby ta
historia była filmem, to nikt by nie uwierzył, że to się wydarzyło naprawdę.
Ja sama
opowiadając ja nie traktuje jej jako moje własne życie tylko jako element mojej
osobistej historii.
Z godnością,
klasą i niezwykłą lekkością ją opowiadam. Na końcu zawsze dodając, że nie mam z
nią problemu, że już to przerobiłam, że już to sobie poukładałam, że tylko
jakieś detale z obecnego życia nie pozwalają mi o niej zapomnieć.
Czasem nawet
udaje mi się żyć współczesnym życiem. Tym bez tej poruszającej opowieści. Demony
przeszłości po kilku tygodniach tej wolności wracają silniejsze i jeszcze
gorsze niż gdy je przeganiałam.
Czasem mam wrażenie,
że jestem ponad to a innym, że żyje w cieniu swojej osobistej historii.
Chyba
rozumiem, czemu nie znalazłam w życiu ani prawdziwego mężczyzny, z którym mogłabym
założyć rodzinę. Nikt, zwłaszcza tak słaba istota psychicznie jak mężczyzna nie
jest zdolny by dźwigać ze mną te historie. Jej ciężar przerasta nawet najtwardszego
człowieka. Mnie się ona jednak wydaje zupełnie normalna, wręcz banalna, wcale
nie taka ciężka, całkiem znośna.
Opowiadam ją
z lekkością, czułością a czasem nawet dowcipem.
Bywają i
takie dni, że związane z nią realne doświadczenia zmuszają mnie by mierzyć się z
jej skutkami. Wtedy wcale nie jest ani tak lekko ani romantycznie a już na
pewno nie zabawnie.
Wtedy
temperatura i barwa powietrza budzą najgorsze wspomnienia tego wszystkiego co
było potem. W tych pierwszych dniach, tygodniach, miesiącach, gdy zostałam z
nią sama.
Bywają takie
dni, że patrzę na nią przez pryzmat wyzdrowiałego z chorej miłości człowieka.
Wówczas widzę ją realnie, taką jaka ona jest i jaką była. Bez słodkiego tłumaczenia
miłości, bez tryliarda masek i mechanizmów obronnych. Wtedy ta moja piękna
historia okazuje się być ciężarem nie do uniesienia.
Najgorsze są
jednak te momenty, gdy orientujesz się, że ta romantyczna i mroczna historia to
twoje własne życie. Nie jakiś film, nie wciągająca powieść, nie romantyczne
wiersze ale twoje własne życie. Idzie się tedy załamać. Cała ta fasada lekkości
i siły nagle niknie a ty zostajesz naga wobec okrutnych faktów. Znając sobie
sprawę, że pamiętasz nawet zapach własnego oddechu, gdy się to wszystko działo.
Myślę, że
osobiste stawanie w prawdzie to najtrudniejszy element tej drogi.
Wtedy widzę,
że bez tych wszystkich ozdobników to było by nie do uniesienia.
Nazwałam to osobistą
historią bo zdaje mi się to lżejsze niż gdy nazywam to własnym życiem.
Panicznie boje
się użalać nad sobą. Takim podejściem sami sobie odbieramy siły i moc sprawczą
do działania. By iść z tą historią w plecaku potrzeba wielkiej, wręcz
tytanicznej siły.
To się tak
wszystko łatwo i lekko opowiada. Może i dobrze, że tak się to lekko opowiada.
Czy
kiedykolwiek będę wolna od teh historii?
Nie wiem. Dziś
jawi mi się ona jak ciezka płyta pomnika nagrobnego, pod którym przyszło mi
żyć.
Moja sprawa
została dziś złożona u sędziego. Jakiś obcy ktoś znów będzie o mnie decydował. Wcale
mi się to nie podoba. Ale tak jest podobnież najlepiej i to podobnież najlepsze
rozwiązanie. Tak jak kiedyś o moim zyciu zadecydował jakiś on niszcząc 23 lata
mojego życia, tak teraz znów ktoś będzie decydował.
W 2002 roku
o mojej przyszłości zadecydował czarny anioł. Dziś to ja osobiście zdecydowałam
się oddać sprawę do sędziego. Być może w tych wszystkich trudnych sprawach to
jedno jest prawdziwie moją wolnością. Tą wolnością, której tak pragnę i o
której tak marzę.
Moja
osobista historia wcale nie jest łatwa lekka ani przyjemna. Jest rudna, mroczna
i bardzo ciężka. Nieszczęście Bóg obdarzył mnie lekkim piórem i swobodą
wypowiedzi.
Czy ten
który przed laty mi to zrobił, kiedyś za to zapłaci?
Tego nie
wiem, wiem jednak, że każdy – nawet on ma jakiegoś swojego sędziego.
Wasza Zora.
Komentarze
Prześlij komentarz