Mamy czas
Krzysztofa poznałam mniej więcej rok po przeprowadzce na
filipiny. Nigdy bym nie pomyślała, że parkując obok czyjegoś auta można poznać
tak wartościowego człowieka.
Nasza znajomość zaczęła się dość banalnie. Mój Opel
parkował obok jego opla. Ludzie różnych marek tak mają, ze lubią stawać obok
siebie i to był ten przypadek. Po kilku miesiącach zauważyłam, że nie tylko ja
ze wszystkich miejsc wybieram to obok czarnej omegi ale i omega jak by celowo na
pustym parkingu wybierała miejsce obok granatowej vectry. Tylko tyle
wystarczyło by pewnego dnia zajechać na nasze miejsca razem i zagadać typową
dla miłośników marki rozmowę. Chwile później okazało się, że gdy wychodzę po
przekątnej od mojego balkonu jest jego balkon a jeszcze szybciej że jest on
dość sympatycznym sąsiadem, który nie pozwoli nawet ledwie poznanej koleżance dźwigać
zakupów.
Bardzo długo to była poprawna relacja sąsiedzka. Dzień
dobry, dowiedzenia i tyle.
Zaczęliśmy się bardziej kolegować gdy mój opel zaczął
poważnie chorować. Ale to jeszcze nie było to.
Po drodze do mojego domu wprowadził się i wyprowadził
Rafał a z jego domu odeszła, żona córka kot i status męża.
Bez awantur, bez wielkich dramatów, pewnego dnia każde z
nas samotnie stało na swoim balkonie rozmawiając z sąsiadem. Naszego parkingu
już nie było. Jego miejsce zajęło ruchliwe skrzyżowanie.
Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. On zawsze był kolegą a ja
tą koleżanką w której obronie on lubił stawać. Wszystko się zmieniło, gdy zażartowałam
by poszedł ze mną na wesele mojego brata i on ku mojemu zaskoczeniu się
zgodził.
W moim życiu przemykał Paweł – który konsekwentnie od 20
lat twierdzi, że mnie kocha i Grześ – z którym
relacji ja sama nigdy nie zrozumiem. Było jeszcze niechlubne wspomnienie ledwie
zakończonego związku z kimś totalnie nieistotnym. Wszyscy mieli jakieś ale,
jakąś niegotowość. Jakąś stabilizacje do której wracali po kolejnym miłym dniu.
Z wyjątkiem Krzysia.
W Jego domu panował spokój. Jego kuchnia, kanapa, życie –
było gotowe na nowy rozdział.
Mnie się ciągle wydawało, że jeszcze jest jakiś bałagan
który muszę sprzątnąć.
Wiedziałam, że Krzysztof jest jedynym co powinnam zrobić
a jednak bałam się, własnego bałaganu.
Pana nieistotnego już dawno w moim życiu nie było. Paweł
zdecydował się, wywalić własne życie i budować je ze mną. A Gregorek planował
coś własnego w czym miejsce było dla mnie jedynie na przyjaźń, którą de facto
bardzo ceniłam.
Gdy podjęłam decyzje by jednak dać szansę Krzysiowi w
jego życiu coś się wywaliło. Za chwile coś się w moim wywaliło. I tak co się
zbliżaliśmy to coś się wywalało.
Czekając na lepszy moment minęło nam 6 lat.
Po drodze on stracił swojego opla, ja wyprowadziłam się z
filipin. Ważne relacje, które robiły bałagan w głowie stały się nic nie
znaczącym niebytem.
Wreszcie moje życie było wypełni na niego gotowe.
Z każdym spotkaniem Jego wzrok stawał się coraz bardziej
mętny i nieobecny. On jednak nigdy nie chciał o tym opowiedzieć. Ja zawsze
szanowałam jego prawo do słabszych dni.
Może gdyby nie było we mnie tak wiele szacunku dla tych
jego słabszych dni….
Pewnego dnia światło w Jego oknie zaczęło świecić jak by
mocniej. Cieszyłam się na nadchodzące spotkanie niczym dziecko na wigilijny
poranek.
Kilka dni później spotkałam Krzysia w kruchcie kościoła,
na Jego własnym pogrzebie.
To nie było nasze ostatnie spotkanie.
Choć od śmierci minął rok, cały czas jest mi dane go spotykać.
Zawsze Go wtedy pytam, czemu nie odwiedzał mnie tak często
gdy był na to czas. Gdy mogłam go dotknąć, gdy tyle było przed nami. Czemu tak
zmarnowaliśmy tamten czas.
Nam się zawsze wydaje, że mamy czas. Ze jeszcze nie dziś,
że za kolejnym zakrętem, na kolejnym zdobytym szczycie, jak się spłaci te czy
tamtą ratę.
Śmierć Krzysia nauczyła mnie, że nie mamy czasu!
Nauczyła mnie, że każda rozmowa jest ważna.
Nauczyła mnie, że mamy TYLKO DZIŚ!
Śmierć Krzysia nauczyła mnie jak ważna jest każda
sekunda!
Gdy pierwszej nocy mnie odwiedził, obiecałam Mu, że nigdy
nie zejdę poniżej standardów, które on wyznaczył. Zawsze na pierwszym miejscu
będę szukała tamtego szacunku, którym on mnie tak zasypał. Obiecałam mu, że
zawsze będę szukała tamtego uśmiechu i zrozumienia dla siebie.
Krzysztof okazał się być dla mnie bezcenną lekcją tego
jak chce i jak mam być traktowana.
Wszystkie rany jakie zadali inni on uleczył jednym pocałunkiem
w czoło, jedną marynarką przerzuconą na ramiona, jednym uratowaniem zaginionych
kluczy i jednym spojrzeniem w stronę
kogoś kto mi szkodził.
Wiele razy w życiu byłam, źle potraktowana ale
naszczeście na mojej drodze stanął jeden On, który zmienił wszystko złe w
nieistotny proch.
Właśnie tak chcę żyć. Właśnie tak chcę być traktowana.
Właśnie tak chcę być kochana. Właśnie tak…
Choć wszystko zmienia, śmierć nic nie kończy.
Historia znajomości z Krzyśkiem od Omegi wciąż trwa!
Dziś jest mi ona kompasem! Najważniejszą z relacji
damsko-męskich jakiej doświadczyłam.
Czasem jednak bardziej dociera do mnie, że nie mamy
czasu.
Symonides z
Keos (VI/V w. p.n.e.) kiedyś napisał
Los
Nie mów nigdy –
człowiecze –
co przyniesie ci jutro
Nie obliczaj, jak długo
będzie trwać czyjeś szczęście:
Los odmieni się, zanim
lotna mucha w powietrzu
Zdąży przemknąć przed tobą.
Do relacji damsko-męskich podchodziłam zawsze z duża dozą
wyrozumiałości i cierpliwości. Zawsze chciałam by wszystko wychodziło subtelnie
i naturalnie. Prawdopodobnie dla tego 12 lat nie docisnęłam tzw. śruby i nie zdecydowałam
się na ślub z M, prawdopodobnie dla tego 25 lat pozwalam się tak uroczo kochać
Pawłowi ale nigdy nie próbowałam wpływać by zmienił dla mnie swoje życie i
pewnie właśnie dla tego od 10 lat Gregorek to tylko historia inna od
wszystkich.
Z Krzyśkiem mogłam być naprawdę bardzo szczęśliwa. Tak
bez warunków, zastrzeżeń, dopasowani na siłę. Niezwykle rzadko trafia się tak
niemal 100% dopasowanie dwóch osób. Nie ulega wątpliwości, że drugiego takiego
jak On nie znajdę. Mój Krzyś był jak uszyty na miarę! Z wyjątkiem tego, że on
zbierał zdjęcia murali a ja polnych kwiatów nam się totalnie wszystko zgadzało.
Praca, kuchnia, pasje, sztuka, charaktery. Nie było jednej rzeczy, która
czyniła by nas innymi od siebie.
Nam się jednak wydawało, że mamy czas!
Kochany Krzysiu … Chyba jednak go nie mieliśmy…
Och jak mi dziś żal tych niewykorzystanych szans.
Gdy Ty się dzś cieszysz, że ja znów piszę – ja żałuje, że
nie przeczytałam twoich opowiadać i nie pokazałam Ci swoich wierszy.
Tak ku refleksji, gdy myśląc o czymś zdecydujesz się
jeszcze poczekać – pomyśl o smutnych oczach Zory, która samotnie stoi na
szczycie, wierząc, że delikatny wiatr ma w sobie Jego zapach.
To nie prawda, że mamy czas…
Zora

Komentarze
Prześlij komentarz