Przejdź do głównej zawartości

Białe ściany – kilka przemyśleń o samotności

 

Białe ściany – kilka przemyśleń o samotności

 

Jak to jest być samemu?

 

O samotności, krąży wiele mitów, plotek, przesadów.

Dla jednych jest ona piekłem najgorszym na świecie, dla innych rajem niedoścignionym.

Jedni podziwiają osoby samotne za niezależność inne współczują, że sobie życia nie ułożyły.

A tak naprawdę jak to jest z ta samotnością?

Czemu tak się jej boimy i czemu tak od niej stronimy?

 

Z samotnością spotkałam się pierwszy raz w 1985 roku, gdy jako pięciolatka trafiłam do szpitala.

Na szczęście jako dorosłe dziecko, nie wiele pamiętam z samotnych dni w szpitalu. Nie pamiętam bólu, który mi wówczas towarzyszył, nie pamiętam tysięcy igieł, strzykawek, nie zapamiętałam smutku rodziny nad umierającym dzieckiem.

W zasadzie pamiętam tylko 3 rzeczy: nieopisaną radość ze zbierania kasztanów i to że cały oddział je dla mnie zbierał, zapamiętałam chwile tuż przed operacją i białe ściany.

Jedyna trauma jaką mam z tamtego okresu, to że nocą biały sufit był tak bardzo daleki i że wszędzie było biało.

Czas kiedy uczymy się żyć z ludźmi, ja spędziłam samotnie w szpitalu. Choć czasem pani przychodziła zmienić kroplówkę, mama poczytać książeczkę, a miły lekarz robił kolejne badania, to finalnie i tak zostawałam sama, w śród białych ścian i obrzydliwie dalekich sufitów.

 

Być może  w dorosłym życiu przyszło mi tak często ją spotykać właśnie po to  by odszukać tamtą małą dziewczynkę i pokochać ją tak bardzo, by uleczyły się wszystkie jej rany.

 

Pierwszy kolor na ścianach w naszym nowym mieszkaniu, pomalowałam ja sama w swoim własnym pokoju.

Gdy 20 lat później wprowadziłam się, do wynajętego mieszkania, pierwsze co zrobiłam to na białej glazurze w łazience narysowałam markerem granatowe kwiaty, w kuchni na taśmę dwustronną nakleiłam tapetę w fioletowe kwiaty, a na pozostałych ścianach powiesiłam gigantyczny kwiat, specjalnie na te okoliczność przyniesiony z jakiejś klatki schodowej.

Kolejne wynajęte mieszkanie przeze mnie miało już w każdym pomieszczeniu inny kolor ścian.

 

Mój najdłuższy związek trwał 13 lat, chyba właśnie dla tego, że przez 11 on jeździł ciężarówką i ciągle go nie było.

 

Przez całe swoje życie uciekałam od białych ścian i samotności. Wydawało mi się, że jestem mistrzem tych ucieczek. Uciekałam w związki, które związkami nie były, uciekałam w przyjaciół, którzy ledwie znajomymi byli, uciekałam w karierę, która de facto była kiepsko opłacaną pracą, uciekałam w tłum, w pasje, w świat marzeń... uciekałam…

Po latach ucieczki wreszcie zrozumiałam, że najlepiej mi na samotnych spacerach, w śród ptaków, zieleni i w deszczu lub w kościele, po mszy lub gdy siadam samotnie do komputera by napisać felieton o samotności, albo gdy o poranku pisze w kuchni pamiętnik.

 

W każdym związku, w którym byłam szukałam drogi ucieczki.

Jeśli ktoś w naszej rodzinie szedł na spacer w trakcie imprezy, to zawsze jestem to ja.

Samotnie zjechałam Mazowsze, pracując jako komiwojażer (regionalny przedstawiciel handlowy), sama mieszkam, sama jem, sama żyje, sama się podnoszę z upadków, całe życie sama...

 

Ta sama samotność, której tak się bałam była tym w co zawsze uciekałam. Pół roku po moich drugich 19 urodzinach dopadła nas srandemia i nie było już drogi ucieczki. I właśnie wtedy odkryłam że tak naprawdę nigdy nie jestem ta znienawidzona samotność jest mi wspaniałą przyjaciółką.

To w niej, na długich samotnych spacerach stworzyłam wszystkie swoje teksty, wyśniłam wszystkie marzenia,  wpadłam na najlepsze pomysły, rozwiązałam wszystkie problemy, znalazłam ukojenie po wszystkich toksycznych ludziach, uleczyłam wszystkie krwawiące rany.

 

Kiedy po raz kolejny do mojego domu wprowadził się ktoś kto był niemal zawsze, zrozumiałam że tak naprawdę najlepiej mi samej.

 

Czym, zatem się różni życie samej od życia z nim?

 

Jest spokojniej, nie ma żadnych awantur, niepozmywanych garów, dyskusji o wyższości odkurzonego dywanu nad nieodkurzonym, niezadowolonych oczu gdy wracasz do domu albo myślenia gdzie jest ten ktoś, nie ma gierek między ludzkich, nie ma kombinowania jak kogoś do czegoś namówić lub jak mu odmówić. Nie ma też nikogo na kogo możesz zwalić winę za własną nieudolność i to jest ta największa gorycz, zwłaszcza gdy tak jak ja zawsze byłeś w tłumie.

 

Jest za to pełna odpowiedzialność za siebie i własne życie, a co za tym idzie i pełna kontrola nad własnym życiem.

Jest błogi spokój. Jest czas na rozwijanie i poznawanie siebie.

Jest przestrzeń i tlen. A przede wszystkim jest wolność, która tak kocham.

 

Pamiętam dni, gdy kurczowo trzymałam się toksycznego partnera z lęku przed samotnością. Lęku, szumnie nazywanego wielką miłością. Ileż ja wówczas zmarnowałam energii na ratowanie czegoś co i tak się rozpadło. Czegoś co ani nie uczyniło mnie szczęśliwą ani nawet mniej samotną.

A potem ci wszyscy znajomi, co to są gdy czegoś chcą i znikają gdy już wszystko załatwią, lub gdy jesteś zbyt słaby by się im rozdawać. Ileż ja im energii oddałam i czasu, ile spraw zaniedbałam by kłamać swoje ego, że jestem komuś potrzebna. Nie byłam potrzebna ani nawet lubiana, byłam zwykłym śmietnikiem na ciążące emocje, byłam darmowym hotelem w warszawie, byłam wypełniaczem czyjejś pustki, byłam szczeblem kariery, lekiem na kompleksy, tanim żarciem dla wampirów wszelkiej maści.

 

Z perspektywy czasu i wszystkich swoich błędów widzę, jakiż to człowiek, jest nie mądry, gdy tak ucieka sam przed sobą.

Bo, przecież samotni się rodzimy, żyjemy i umieramy. Niezależnie czy jesteśmy w tłumie czy nie, zawsze jesteśmy sami.

 

Gdy żyliśmy w jaskiniach, wygnanie z wioski i skazanie na ostracyzm oznaczało śmierć jednostki. Nikt nie był zdolny jednocześnie polować, pilnować i doglądać ogniska. Zapewne z tego właśnie powodu w naszym DNA, płynie tak wielka niechęć do samotności.

Dziś jednak, gdy z każdej strony coś szumi i gra, gdy nie wychodząc z domu można wszystko załatwić, gdy tak łatwo dojechać do drugiego człowieka, dziś w tych jakże łatwych czasach, samotności nie ma potrzeby się bać.

 

Jedyna tragedia, jaką w życiu odkryłam to żyć bez miłości. Ale i to da się załatwić…

 

Samotność, to wierna przyjaciółka, dzięki której nigdy nie jesteś sam i nawet gdy jesteś taki zajęty zawsze ma dla ciebie czas. To też jedyna istota na tej planecie, która cie kocha i akceptuje nawet gdy ty sam siebie nie lubisz.

 

Czy jest coś złego w samotności?

Nie! Zdecydowanie nie ma w niej nic złego.

Bywa, że złe jest uciekanie w nią, przed kolejnym zranieniem, przed kolejnym niegodnym człowiekiem. Choć z mojego doświadczenia to bardziej ukojenie niż coś niewłaściwego.

 

Z perspektywy swoich doświadczeń wiem, że samotność jest lepsza od nieudanych związków czy toksycznych znajomych.

 

Ja dzięki swojej samotności, poznałam mała dziewczynkę, która boi się białych ścian i pokochałam ją z całego serca. Dzięki tej samej samotności odkryłam jak wspaniałą stała się kobietą, która kocha skąpane w deszczu sady, włosy rozwiane przez wiatr i życie w każdym jego aspekcie.

 

Samotne życie nigdy nie jest samotne, zawsze jest ktoś… upierdliwy sąsiad, kochający bóg, absorbująca praca, pochłaniająca pasja i najlepszy przyjaciel jakiego znasz a jakim jesteś dla siebie sam.

 

Samotna wędrówka jest poszukiwaniem prawdy o sobie i o życiu. Samotne wieczory są okazją by dać sobie wszystko czego ci potrzeba a czego nie dał ci świat. Samotna praca, pozwala spełniać marzenia. Samotne mierzenie się z trudnościami pokazuje ci jak silnym i mężnym jesteś człowiekiem.

 

Być może kiedyś w moim życiu pojawi się ktoś kto niczym cichy anioł, rozświetli mrok samotnych nocy i nie będzie to zbyt odległy sufit.

Ale dziś jeszcze nie jestem na to gotowa. Być może właśnie dla tego, że tak mi spokojnie i błogo samej.

 

Samotność, jest piękna i kojąca, o ile ty sam nie dasz sobie wmówić, że to najgorsze zło tego świata.

 

Zostaw więc ten cholerny telefon, komputer, książki, tych wszystkich ludzi i idź na samotny spacer z własnymi myślami. Zapytaj sam siebie … moja droga Basiu, Kasiu, Asiu, mój drogi Sławku, Marku, Tomku, Grześku … mój drogi… czego ci dziś potrzeba?

A potem wróć do domu, pracy, życia … i po prostu to sobie daj…

Daj sobie te miłość, przestrzeń, ciepłe kakao, miłe słowo,

Być może nie masz jak dać sobie tego domu, tego miliona, tych luksusów o których myślisz że marzysz… ale możesz dać sobie sam te miłość, to zaufanie, pasje, radość, zaangażowanie…

Bądź spokojny… na kolejnym spacerze samotność wskaże ci kierunek, cel, sposób by dość i do tych luksusów, w zgodzie z samym sobą 😊

 

Ściskam Zora

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Domy

  Domy Gdyby nasze domy mogły mówić, jakie były by te ich domowe opowieści? Gdyby mury naszych domów, mogły opowiedzieć o wszystkim co widziały, co by to było? Jakie opowieści, jakie tajemnice, sekrety, dramaty poznał by świat gdyby ściany naszych domów mogły przemówić? Jak inaczej nasze mury widzą nasze szczęścia i nasze nieszczęścia niż widzimy je My sami? Nie oddałam jednego kompletu kluczy od ukochanych Filipin. Cały czas mogę wejść i wtulić się w ukochane ściany. Cały czas mogę wejść i zobaczyć jak Mój Dom zmienia się w czyjeś mieszkanie. Bez moich mebli, obrazów, dywanów, ptaków na parapecie to tylko ściany dokładnie 24 ściany, podłoga i sufit, oraz 3 okna, balkon i widok z za okna na ulicę nazwaną nazwiskiem pewnej Filipiny oraz krzaki, gdzie na najwyższym z drzew wisi tak bliska memu sercu kapliczka. To co najcenniejsze zabrałam ze sobą. Na nowym parapecie stoi klatka z radosnymi papugami, na nowej kanapie śpi kochany przez wszystkich pies, wiatr kołysze tak z

"Stara miłość nie rdzewieje.

W świecie idealnym miłość jest wieczna. Ostatnia umiera pycha, tuż przed nią zaś miłość i nadzieja. Skoro tak wzniosła jest teoria, to skąd tyle rozwodów we współczesnym świecie? Przecież nie można od tak po prostu przestać kochać. Przecież nie da się od tak po prostu zapomnieć wszystkie dobre chwile. Przecież to nie jest realne, by serce wygrało z rozumem. A jednak, tak niewiele par jest ze sobą przez całe życie. Są tacy, którzy skaczą ze związku w związek, każdy kolejny nazywając największą miłością. Są też tacy, którzy raz zranieni, już zawsze chcą być sami. Może to właśnie ci jako jedyni poczuli miłość, a może to tylko lęk przed odrzuceniem. Są i tacy, którzy odchodzą w poszukiwaniu lepszego życia i jak bumerangi wracają po latach do swoich ofiar. Wmawiają im, że się zmienili, że tylko oni, że cały ten czas bez nich był stracony. To szydło szybko wychodzi z worka. Wystarczy na chwilę stracić czujność, lub bardzo świadomie udawać, że się ją straciło. Prawda zawsze wyjdzie na jaw, ta

Kiedy Już

  Kiedy Już   Kiedy mnie już nie będzie Kiedy mnie już nie będzie zakwitną kwiaty, pofruną motyle Kiedy mnie już nie będzie przyjdą wiosny i nowe lata Kiedy mnie już nie będzie tylko na chwile świat twój się skończy Ty dobrze wiesz, że świat się nigdy nie kończy Kiedy mnie już nie będzie przyjdą nowe wiosny, jesienie, zimy i lata Kiedy mnie już nie będzie przyjdą nowe radości i smutki Ty dobrze wiesz jak zmienny świat jest Więc proszę nie płacz, gdy mnie już nie będzie Ty wiesz jak cierpię widząc bezmiar twych łez   24.05.2023 Barbara Jastrzębska Kiedy tu mnie nie będzie, to będę tam Wśród łanów zburz perłowych Wśród miłości zgubionych Otulona w promienie słońca Ubrana w szaty z mchu i paproci Kiedy mnie tu nie będzie, to będę tam W mej wiecznej wolności, Przy mej największej miłości Kiedy tu mnie nie będzie to będę tam W krainie wiecznej szczęśliwości Więc nie płacz, kiedy mnie już nie będzie I proszę, ciesz się moim szczęściem Kie