Wracam do domu
Od ostatniego spotkania z Ireną minęło 3 lata.
W tym czasie, przez świat przetoczyła się pandemia, wojna,
inflacja, fala samobójstw, bankructwa kilkuset firm i kilku banków.
Świat się zmienił. Zmienił się ten globalny świat i ten mój.
Nie ma już Taty, nie ma Basi, Wójcia Adama. Trawnik pod
moimi oknami zamienił się w 4 pasmową drogę wiodącą na ledwie 800 metrów od
moich okien oddaloną obwodnicę warszawy.
Mała Laura, mieszkająca nade mną już nie wychodzi z płaczem
do przedszkola. Teraz do dorosła Panna, która w tym roku poszła do pierwszej
komunii Świętej. Mikołaj, jej brat, ówczesny komunista, jest dziś nastolatkiem,
odwiedzanym przez swoją pierwszą dziewczyną. Świat się zmienia.
Kiedy ostatni raz piłam kawę z Ireną, pod jej sercem rosło
dziecie, które dziś ma prawie 4 lata. Nie poznałam go. Nasze drogi się
rozeszły. Ona została w domu z dzieckiem, ja otworzyłam własną firmę, oddając
jej cały swój czas i świat.
Nasze spotkanie jest niczym klamra paska, zamykająca wrota
pewnego notesu w którym opisano pewien niefajny rozdział.
Czas, gdy bałam się żyć. Czas gdy praca nie miała sensu. Czas
gdy każde dobro było deptane i niszczone przez coś z zewnątrz, nie pojętą i
niszczycielską siłę. Czas gdy unosiłam głowę i jedno co widziałam to spadające
na nią kamienie.
Pora wracać!
Pora wracać z tej wędrówki, gdzie dusza doświadczała piekła.
Pora wracać do tej wędrówki, gdy dusza doświadcza spełnienia.
Pora wracać do życia.
Czas gdy byłam martwa się kończy. Bezpowrotnie. Na zawsze.
Czego się nauczyłam przez te 3 lata?
Że najmniej się męczymy idąc.
Ze dom to najniebezpieczniejsze miejsce.
Że wszędzie tam gdzie jest początek, tam też jest i koniec.
Że nic nie trwa wiecznie, nawet nasze nieszczęście.
Że komfortowy fotel to wyjątkowo nie trwały mebel.
Że od spania na miękkim łóżku, boli kręgosłup.
Że wolność jest największym zniewoleniem.
Ze na nieuprawianym polu nigdy nie wyrosną kwiaty, ale zawsze
wyrosną chwasty.
Że każda nasza decyzja ma swoją cenę a gdy spełniamy cudze
oczekiwania zamiast własnych to płacimy te najwyższą cenę.
Że niesworny szczeniak, potrafi wyrosnąć na równie wspaniałego
towarzysza, co ten grzeczny.
Że przypadkiem przygarnięty kwiatek, potrafi zakwitnąć
piękną przyjaźnią.
Że nie da się zmienić ani ludzi ani miejsc, a już na pewno samych
siebie.
Że rozwój bez działania jest zwykła stratę czasu i cofaniem
się.
Że Bóg ma zawsze plan B.
Że pocieszenie przychodzi tydzień przed tym nim będzie
potrzebne.
Że kazda strata przynosi jakiś zysk.
Że każdy kryzys jest zbiorem nowych możliwości.
Że nowe nie przyjdzie, gdy wciąż jest stare.
Że tak jak przychodzi do naszego życia nieszczęście, tak
samo potrafi wejść wielkie szczęście.
Że tak naprawdę to wszystko jest bez znaczenia i radość i
łzy i lęk i odwaga i praca i jej brak i zakochanie i rozstania. To wszystko nie
ma znaczenia, bo tak naprawdę liczy się tylko dziś. Nie jutro, nie wczoraj,
tylko dziś jest ważne. Tylko ta jedna chwila.
Pora wracać.
Telefon nieśmiało znów dzwoni.
Za drzwiami niecierpliwie czeka stęskniona praca.
Do drzwi delikatnie pukają nowe możliwości.
W ogródku nieśmiało pokazują się pierwsze pąki nowej
codzienności.
Pora wracać.
Wyruszyć w samotny spacer, w nowe a może stare życie.
Po 3 latach srogiej zimy, na horyzoncie błyskają pierwsze
promienie wiosny.
Komfort bywa zgubny, złudny, wiodący na manowce. To co
rozsądkiem zdaje się dobre, w rzeczywistości jest tym co pcha ku katastrofie.
Nie warto iść dalej tą z pozoru wygodną droga.
Bóg ma zawsze plan B.
Przez te 3 lata nauczyłam się, że walka nie ma sensu.
Tysiące bezsensu zadanych ran, miliony źle zrośniętych ran a wszystko po nic. A
można było po dobroci. Poddać się już na początku. Zaoszczędzić siły i energie.
Wydać ją w kolejnym dniu na coś znaczenie lepszego.
My jednak ciągle sądzimy, że wiemy lepiej. Nie wiemy… Ale
ile niepotrzebnych ran nam potrzeba by pojąć siłę nieuniknionego…
Komentarze
Prześlij komentarz