Przejdź do głównej zawartości

Angielska królowa

 

Angielska królowa

 

Czasem myślę, że zachowuje się niczym angielska królowa.

Z dumnie uniesioną głową, patrzy na wszystkich z góry. Jej zdanie jest zawsze ostateczne i nie podlegające dyskusji. Apodyktyczna, dumna, butna, wszechwiedząca – królowa.

Jedyna, która nigdy się nie myli. Jedyna, która zawsze słusznie postępuje. Jedyna, ta najmądrzejsza, ta pozbawiona wad.

Jedyna stająca zawsze w słusznej sprawie.

Podziwiana i z zazdrości podtruwana.

 

Nigdy się pierwsza nie odezwę, nie zadzwonię.

Prawdę zwykłam mówić prosto w twarz dosłownie 3 do 5 razy. Jeśli to nie zadziała odchodzę, bynajmniej nie bez słowa. Zawsze ze słowem a nawet serią słów.

 

Nie ciągnę za sobą nie załatwionych spraw.

Załatwiam sprawy do końca, paląc przy tym mosty.

 

Nigdy nie uderzam poniżej pasa, za to perfekcyjnie wyprowadzam prawy prosty, centralnie między oczy.

 

Zwykle daje kilka szans na przeprosiny, na wyjaśnienia, na powroty. Na początku jeszcze mam nadzieje. Z czasem szanse są wyłącznie po to by z czystym sumieniem powiedzieć samej sobie, „a nie mówiłam”

 

Kiedy tak patrzę w to rozgwierzdzone niebo, na ten księżyc w 3 kwarcie, na te gwiazdy przy nim wyblakłe… to takie jedno mam do siebie pytanie… kto dał ci prawo być tym księżycem na niebie i tą królową na królewskim dworze… kto?

 

W odpowiedzi przypominają mi się te wszystkie walki, bitwy, wojny i boje. Jako podopieczna najwaleczniejszego z Aniołow, walk w życiu stoczyłam przesadnie dużo.

 

Co  mi z nich przyszło, dokąd mnie doprowadziły, jak mnie zmieniły?

Ile z tych walk miało faktyczny sens, a ile przedłużaniem agonii?

 

Stoczyłam w życiu tryliardy heroicznych walk. O miłość, o przyjaźń, o pracę, o rodzine, o to by ktoś nie spadł na dno lub o to by wyciągnąć kogoś z jego piekiełka. Zawsze dla ludzi, o ludzi, dla czegoś, dla kogoś.

Wszystkie moje walki były wygrane. Wygrywałam tak długo jak długo wygrywać ja sama chciałam. Nigdy, w żadnej sprawie, relacji, historii nie poddałam się bez walki. Przysięgam nigdy nie było sytuacji, gdy odpuściłam bez walki.

Im bardziej się czegoś bałam tym zuchwalej walczyłam.

Jak ten bokser na ringu. Zawsze na prostych nogach, zawsze patrząc prosto w twarz. I nigdy się niczego nie bałam. Ciemnymi nocami łaziłam po mieście, włażąc w każdą dziurę jaką zechciałam zobaczyć. Słusznie pewna, że stoi przy mnie największy z Aniołów.

 

Nie złamał mnie rak, toksyczny partner, mocno pokruszyły ale nie złamały mnie nawet długi.

 

Mój były mówił, że jestem nie zniszczalna. Miał racje. On sam swoją tyrania mi te nieniczalność, jak nikt inny ukazał.

 

Gdy w zeszłym roku w moim życiu pojawił się stalker, pierwszy raz w życiu poczułam strach. Nigdy wcześniej i nigdy potem. A i w tym strachu znalazłam coś dało mi powody do dumy. I nawet ten strach, paraliż niemoc mnie nie złamały. Poprawiłam korone, wyprostowałam się i walczyłam dalej.

 

Pierwszy raz w życiu zawalczyłam o siebie.

Od tamtej pory nie walcze o ludzi. Walczę wyłącznie o siebie.

Gdy życie kładzie mnie na dywanie i sprawia że wyje z rozpaczy, zagłuszam dźwięk swoich łez ostrym rokiem i dalej walczę.

 

Uważam, że zawsze mamy tylko dwa wyjścia… Paść i się poddać lub wstać i walczyć.

A choć by i zdechnąć, to lepiej paść na polu walki niż żyć w wygodnej niewoli.

 

Wiec walczę o wszystko lecz już nie o ludzi.

 

Zatem, kto dał mi prawo, by nie walczyć o ludzi, by nie wyciągać pierwszej ręki na zgodę, by nie okazywać mężczyźnie zainteresowania, by nie przyznawać się do swoich uczuć i emocji, by dumnie stać niczym posąg z granitu, by czekać niczym szczyt nie zdobyty?

 

Tysiące walk choć wygranych to jednak przegranych.

Bo, cóż z tego, że wygrałam jeśli cel okazał się walki nie wart? Lub jeśli ceną za wygraną była utrata godności.

 

Zatem nie walczę, honor mi już nie pozwala się płaszczyć, prosić i błagać.

 

Moja Babcia mi kiedyś powiedziała „ dziecko, ty każda z tych walk się poddajesz a prawdziwie wygrać możesz wyłącznie nie walcząc”

A potem jeszcze dodała „nigdy nie walcz ani o mężczyznę ani o przyjaźń”

Choć internet jest pełen życiowych mądrości, to ja miałam to szczęście, że w niedzielne popołudnia, człowiek, który kochał mnie najmocniej na świecie kładł mi do głowy, że jestem z byt harda, butna, narowista. Boże jak mi Jej brak…

 

Babcia miała racje. Czasem jestem zbyt walaczna, butna, dumna…

Ona jedna wiedziała jak kruchy człowiek, kryje się pod tą zbroją, krzykiem, walką…

 

W jedno z tych niedzielnych popołudni uplotłam warkocz, taki jak Ona mi zaplatała.

Poszłam do lasu, jak zawsze chodziłam gdy z Nią niedziele spędzała.

W leśnych alejkach zebrałam te wszystkie doświadczenia i rady do kupy.

 

Odbyłam długą podróż do 85 roku i spotkałam małą naiwną Basie.

Dziś już wiem, że do problemów trzeba się stawiać. Odważnie patrzeć im w oczy i walczyć. Bez walki zawsze będziemy przegrani. Wiec chcesz czy nie, skazany jesteś na walkę.

Dziś po latach wygranych walk, znam ich cenę i wiem, że jeśli walczyć to tylko w słusznej sprawie.

I czasem trzeba pozwolić by ktoś o nas zawalczył, stoczył swój heroiczny bój byś został, był żył w jego życiu. W innym wypadku nigdy nie doceni wartości jaką jesteś.

 

Bowiem…

Tylko prawdziwie odważny człowiek potrafi zdjąć zbroje wojownika.

Tylko prawdziwie mądry człowiek potrafi w paskudnym małżu odnaleźć perłę.

Tylko prawdziwy wojownik, będzie umiał żyć bez walki.

 

Dlatego nie walczę i walczyć nie zamierzam. Poddaje się tak w tej jak i w każdej innej sprawie. Ci dla których jestem ważna porostu będą, a cała reszta jest mi zbędna.

Jeśli coś jest dobre to będzie jeśli nie to nie warto by trwało.

 

Moja kochana Babciu… Ty wiesz… i ja wiem… dziękuję.

 

Dziś zasnę popijając ciepłe mleko, jak zawsze gdy tak czekam twych słów

 

Dobranoc

 

Ksieżna Zora 😊

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kwiatki na dzień Matki

  Kwiatki na dzień Matki Obserwując przedwyborcze zmagania kandydatów na Prezydenta RP, zauważyłam że jedną z istotniejszych kart przetargowych, są prawa kobiet. Politycy prawicy stają w obronie dzieci nie narodzonych. Lewicy zaś w obronie prawa do decydowania o własnym ciele przez kobiety. Temat kobiet rozgrywany jest niczym rozdzielana szmata, między sępami. Argument jaki padł przez pytającego w jednej z debat brzmiał „kobiety nie chcą rodzić bo boją się, że nie będą mogły potem usunąć dziecka”. Przyznaje, że jest to jeden z większych absurdów jakie słyszałam. Ta teza powinna brzmieć raczej „kobiety nie chcą uprawiać sexu bo boją się że nie będą mogły usunąć błędu chwilowej przyjemności” lub „mężczyźni nie chcą mieć dzieci, więc unikają związków z kobietami bo nie można szybko pozbyć się potem kłopotu”, „ludzie nie mają ochoty na stosowanie antykoncepcji” itp. Generalnie każdy inny argument, niż ten który usłyszałam. Dziennikarka jednak wybrała najgłupszy z możliwych sposób wal...

Rzecz o spłacaniu długów część 1

Spiskownik 13.07.19 Szczęście jest sumą nieszczęść, które nas ominęły. Rzecz o spłacaniu długów część 1         Wena to narowisty koń, który nigdy nie odpuszcza. Uzależnienie silniejsze niż sama kokaina. Kiedy przed laty tworzyłam pierwsze blogi, po prostu chciałam pisać co mi wena pod palce przyniesie. Dziś chyba wcale nie jest inaczej. Po roku walki, by nie tracić czasu na coś tak absurdalnego jak pisanie o emocjach, znów im ulegam. Znów jestem w transie, który w brew mojej woli coś bez ładu i składu sobie tworzy. Trans. Dokładnie tym jednym słowem nazwała bym to co dzieje się z artystą mówiącym o emocjach. Kultowy spiskownik powstał wieki temu jeszcze gdy pisanie było wylewaniem żali na rodziców i koleżanki ze szkoły, do małego bordowego palmiętnika. Kultowy spiskownik, który odważyłam się publikować już nie był mały ani bordowy. Był blogiem, który sam się bronił. Był też blogiem, który mnie samą obronił. Bardzo długo funkcjo...

Recenzja na dziś „Twoje domowe biuro” Laura Vanderkam

  Recenzja na dziś „Twoje domowe biuro” Laura Vanderkam W szale przedświątecznych przygotowań, jak co roku, zajrzałam do ulubionej księgarni na rogu ulic Chmielnej i Szpitalnej w Warszawie. Wśród wielu tytułów, w turbo obniżonych cenach, znalazłam ten, który miał zrewolucjonizować moją pracę i dzienną efektywność. Robiąc nowe zakupy, byłam w trakcie czytania Pisma Świętego. Do dokończenia zostało mi ledwie kilka Ewangelii Nowego Testamentu. Zmierzałam ku końcowi mojego osobistego Mont Everestu, gdy na mojej półce pojawiła się długo wyczekiwana książka o pracy zdalnej. Początek nowego roku to idealny moment, by wdrożyć nowe nawyki, pomyślałam. Zdalnie pracuję od 2005 roku. Przez te 20 lat nauczyłam się, że domowe obowiązki, rodzina i przyjaciele nierozumiejący, że „w domu to także praca”, oraz przesadnie długie listy zadań to największe utrudnienia. Coś, co ja robię od dwóch dekad, stało się modne w czasach pandemii. Wcześniej nikt nas nie uczył, co mamy ze sobą zrobić, gdy...